WROCŁAWSKIE PROMOCJE TWÓRCZOŚCI MŁODYCH pod patronatem akcji "Cały Wrocław czyta dzieciom"


11.01.2008

Gra

Julia Kozłowska

Był brzydki zachmurzony dzień, na dworze rozszalała się burza. Padał deszcz, wiał zimny wiatr i strzelały pioruny. Ludzie siedzieli w domach. Ja także się nudziłam, więc włączyłam komputer. Weszłam w gry na Internecie i tak zaczęła się moja przygoda. Grałam w różne gry. Żadna jednak mnie nie zaciekawiła. Szukałam ciągle czegoś interesującego. Nagle wysiadł prąd, zrobiło się ciemno i wciągnęło mnie do komputera. Znalazłam się w grze, w której trzeba było zoperować człowieka chorego na guza mózgu. Byłam lekarzem na sali operacyjnej. Miałam fartuch i maseczkę oraz gumowe rękawiczki. Na początku bardzo się bałam, ale później zrozumiałam, że muszę to zrobić. Ale gdy tylko chciałam zacząć operację, przeniosło mnie do zupełnie innej gry - konkursu tańca. Zaczęłam tańczyć: walca, tango a potem jeszcze rumbę. Zdobyłam pierwsze miejsce. Gdy poszłam odebrać puchar i już wchodziłam na podium znowu przeniosłam się do innej gry. Tym razem to było straszne. Byłam nurkiem i musiałam uciekać przed wielkim rekinem. Płynęłam szybko, ile tylko miałam siły, chowałam się za rafy koralowe, wpływałam do jaskiń. Rekin jednak dogonił mnie i już miał zacisnąć na mnie swoje straszne zębiska, ale znów zostałam przeniesiona do innej gry. Tym razem bardzo się z tego ucieszyłam. Ale tylko na chwilę. Gra była jeszcze bardziej straszna niż poprzednia. Była ona nazywana grą śmierci. Walczyłam o swoje życie. Musiałam wraz ze Scooby Doo skakać na deskorolce przez przeszkody i unikać strasznych duchów, ognia i wody. Gdy przeszliśmy cały poziom, zaczęliśmy walczyć z potworem z czekolady. Siłowaliśmy się z nim ponad godzinę, aż go pokonaliśmy. Potwór rozleciał się na tysiąc kawałków, a my mieliśmy wielką czekoladową wyżerkę. Zjedliśmy tyle czekolady, aż utyliśmy i zamieniliśmy się w zawodników sumo. Walczyliśmy na ringu z wielkimi, grubymi przeciwnikami. Oczywiście przegrałam i przeniosłam się do następnej gry. Była to nauka makijażu, w której malowano dziewczyny. Zostałam okropnie oszpecona i wyglądałam jak czarownica lub lalka Barbie po sześćdziesiątce. Czułam się okropnie. Rozpłakałam się i pomyślałam, że miło by było ponudzić się w domu wraz z rodzicami. Zrobiło się dziwnie ciemno i zimno. Wszystko zawirowało. Nagle zobaczyłam, że znów siedzę przed komputerem w swoim pokoju. Ale był on całkiem zmieniony. Wszędzie było dużo zabawek, szczególnie samochodzików a na dodatek stały tam dwa małe łóżeczka. Zobaczyłam rodziców. Bawili się na dywanie z dwoma małymi chłopcami. Byli oni strasznie podobni do mnie. Gdy rodzice mnie zobaczyli, nie mogli uwierzyć własnym oczom. Bardzo się ucieszyli. Wycałowali mnie i wyciskali. Myśleli, że umarłam. Okazało się, że nie było mnie pięć lat. Przedstawili mi też moich trzyletnich braci bliźniaków: Pawła i Gawła. Teraz już wiem, by nigdy nie włączać komputera, gdy jest burza. Ale jednocześnie tęsknię za przyjaciółmi, których poznałam i za przygodami, które przeżyłam

Brak komentarzy: