Klub Młodego Literata SP 107

WROCŁAWSKIE PROMOCJE TWÓRCZOŚCI MŁODYCH pod patronatem akcji "Cały Wrocław czyta dzieciom"


12.10.2009

Baśń o Wrocławiu

Karolina Krzykawiak

Zdarzyło się to wiele wieków temu, przed wynalezieniem wind, komputerów czy maszyn do pisania.
Świat radości ustępował ponuremu uczuciu pustki i samotności. Nikt nikomu nie ufał.
Ludzie byli źli, chciwi i podstępni. Nie zwracali uwagi na piękno otaczającego ich świata, więc Matka Ziemia pogrążona w smutku ukryła się w swoim pałacu, a drzewa przestały rodzic owoce, kwiaty i trawy uschły, przestały wytwarzać swą słodką woń. Słońce przemykało się chyłkiem przez zachmurzone niebo.
To były straszne czasy. Książę Jan Okrutny – władca miasta, wszczynał wojny, tylko po to by grabić, siać strach, zamęt i piekło, chciał panować nad całym Śląskiem. Gwardia Czarnych Zmór – tak nazywał się najstraszniejszy z oddziałów księcia Jana. Oni mieli inne zadanie, wymuszali bydło i monety. A gdy ludzie nie chcieli oddać swojego dobytku na progu domu zostawiali kawałek spalonego łuczywa. Jeśli to nie skutkowało podpalali domy i obory.
Było parne popołudnie, lecz Modra nie czuła upału – była w lesie. To jedyny bór w wokół miasta, które położone było na terenie obecnej dzielnicy Biskupin. Ona jedna wiedziała gdzie można znaleźć lecznicze zioła. Jej matka była chora – wybuchła epidemia malarii. Modra starała się uratować matkę, lecz wiedziała, że na razie może tylko osłabić skutki choroby i spowolnić śmierć. Dziewczyna wychodziła z lasu, gdy w oddali zobaczyła mężczyznę na koniu. Nawet z daleka widać było, że krwawi, we krwi były jego ubrania. Szybko i z bijącym sercem podbiegła do na wpół żywego człowieka, ściągnęła go z konia i do jego rany na ramieniu przyłożyła zioła: krwawnik, nagietek i macierzankę. W oddali zauważyła coś, co bardzo ją wystraszyło. Z pomocą stróżyczków – leśnych skrzatów -prędko wsadziła go na konia, później sama na niego wsiadła i popędziła w głąb lasu. W tym czasie odziały wojska Abdagów – potworów, których bała się Modra dobiegły do polany. Ohydne monstra próbowały wywęszyć człowieka, którego goniły, lecz na próżno. Ich węch wyczuwał jagody, zioła i zapach skrzatów.
Modra galopowała nie spoglądając się za siebie. Ona widziała gdzie jedzie – w głębi lasu była bardzo stara grota, w której suszyła zioła. Nieopodal było małe źródełko z krystalicznie czystą wodą.
Dziewczyna położyła rękę na czole uratowanego człowieka - było rozpalone. Przemyła jego ranę wodą ze źródła, przyłożyła mu do rany lecznicze zioła. Człowiek zaczął majaczyć, że musi wrócić i walczyć, o swojej ojczyźnie i o tym, że na polu walki zostawił poległego przyjaciela. Modra przed grotą rozpaliła ognisko i zagotowała wodę. Później zaparzyła miętę i napoiła nią chorego. Następnie poszła pozbierać jagody. Gdy wróciła obcemu spadła gorączka i był trochę przytomniejszy. Nakarmiła go jagodami i jeżynami, które znalazła w lesie. Człowiek leżał spokojnie próbując przypomnieć sobie gdzie jest i jak się nazywa. Zmęczyło go to bardzo, więc po chwili zapadł w głęboki, kamienny sen. Kilka godzin później obudził się i zobaczył pochylającą się nad nim postać.
- Gdzie ja jestem?- Zwrócił się do Modry.
- Jesteś w grocie, gonił Cię oddział Abdagów. A teraz proszę nie ruszaj się, bo zaszywam ci ranę.
- A umiesz to zrobić? – Zapytał lekko zaniepokojony człowiek. Modra tylko kiwnęła głową.
- Jak się nazywasz?
- Modra.- Odpowiedziała nie odrywając wzroku od zszywanej rany.
- A ty?
- Wroc, mam na imię Wroc.
Następnego dnia rano Felicja odwiedziła swoją matkę. Matka bardzo się o nią bała, ponieważ dowiedziała się, że na polanie przy lesie znaleziono krew i ślady stóp szpetnych potworów. Gdy mama zdołała powstrzymać potok niepohamowanych z radości łez dziewczyna opowiedziała jej o Wrocu i Abdagach. Następnie podała zioła i wyszła. W swoim domu przygotowała obiad i zaniosła go do groty. Mężczyzna zjadł z apetytem posiłek i wypił wzmacniający napój. W tym czasie do księcia dotarła wieść, iż jakiś cudzoziemiec przebywa w jego mieście. Władca wysłał po niego swoich żołnierzy.
Dziewczyna wyszła z lasu nie mając świadomości, że więcej Wroca nie zobaczy. W głębi serca pokochała go. Kochała jego zabawny akcent i mężne, waleczne serce. Poszła do swojej matki. Jej mama od progu zaczęła ją przepraszać:
- Córeczko, nie powinnam mówić tego wszystkim, ale byłam taka szczęśliwa, pewnie już nic nie zrobimy…
-Ale, co się stało?- Przerwała jej Modra.
- Ja powiedziałam wszystkim o Wrocu. Ja się cieszyłam, że żyjesz i opowiadałam wszystkim historię o nim.Pewnie książę wysłał tam swoich żołnierzy.- Jej córka wybiegła z domu i podążyła do groty. Gdy do niej dotarła nikogo w niej nie było.
W tym czasie do pałacu przywieziono bardzo osłabionego Wroca i zaprowadzono przed oblicze księcia.
- Wyglądasz na zdrowego człowieka- kpił książę. - Co Ci jest? Tak zaczął rozmowę okrutny książę. Mężczyzna bez słowa rozpiął koszulę i pokazał świeżo opatrzoną ranę.
- Mam dla ciebie propozycję- Ciągnął król.
- W moim wojsku brakuje kogoś takiego jak Ty. Wyjedziesz na wojnę przeciwko wojsku Abdagów, będziesz walczył na pierwszej linii. Książę Jan Okrutny skazał go na pewną śmierć.
Modra zapłakana wróciła do domu. Po drodze poinformowano ją o śmierci matki. Następnego dnia chciała iść po zioła, lecz przypomniała sobie, że nie ma, dla kogo ich zbierać. Na myśl o matce bolało ją serce, a łzy same cisnęły się do oczu. Lecz postanowiła, że będzie twarda. Ma, po co żyć. Nadal miała nadzieję, że Wroc wróci. Nazajutrz wyprawiła pogrzeb mamy. Tydzień później otrzymała wiadomość od dowódcy Wroca, dowiedział się, że to ona go leczyła, że jej ukochany poległ podczas decydującego starcia. Płakała, szlochała, nie mogła pogodzić się z tą sytuacją. W końcu umarła z tęsknoty, a w miejscu jej śmierci wytrysnęło źródło z krystalicznie czystą wodą jak czyste było jej serce a było tak piękne jak piękna była jej miłość do Wroca. Pochowano ich we wspólnej mogile a na nagrobku umieszczono napis: ”Tu spoczywa Wroc Sławny i jego ukochana Modra”.
Kilka wieków później ludzie ponownie osiedlili się na tamtej ziemi. Ktoś kiedyś próbował odczytać tekst na mogile. Niestety dawno się starł i dało się odczytać tylko strzępki napisu: Wroc ław i odra. Miasto, które założyli nazwali Wrocławiem a rzekę, która przez niego przepływała Odrą. Tak powstało moje miasto.

5.06.2009

Żyjąc obok siebie, uczymy się żyć razem

Justyna Socha

Podobno Bóg nie chciał stwarzać niczego doskonałego... A jednak - stworzył konia. Myślę, że człowiek do tej pory nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie szczęście go spotkało. Wielu nadal nie docenia trudu i poświęcenia, jakie ofiarowały nam te wspaniałe istoty. A przecież koń jest – obok człowieka – najszlachetniejszą istotą na ziemi.„Pies patrzy na człowieka z pokorą, kot - z góry, a koń patrzy człowiekowi w oczy i widzi go równym sobie...” Konie towarzyszą człowiekowi od tysięcy lat. Stały się druhem podczas wojen, pomocnikiem w ciężkich pracach rolnych, stały się wiernym kompanem - PRZYJACIELEM. Przez te wszystkie lata kroczyły u naszego boku, służąc nam, ginęły za naszą wolność razem z ludźmi. Przez długi czas pracowały na roli, ciągnęły wozy, potem bryczki po brukowanych ulicach, nosiły na swoich grzbietach... Konie to wspaniałe, magiczne zwierzęta. Do tej pory inspirują poetów i malarzom dają natchnienie. Odegrały ogromną rolę w polskiej historii i sztuce. Wystarczy wspomnieć wspaniałe batalistyczne sceny uwiecznione na obrazach Jana Matejki, mistrzowskie przedstawienia koni i jeźdźców Juliusza i Wojciecha Kossaków, czy porywający, symboliczny „Szał uniesień” Władysława Podkowińskiego. Konie to niewątpliwie najpiękniejsze zwierzęta na ziemi - dodają skrzydeł, których nam brak... Nie istnieje druga tak szlachetna, wrażliwa i dostojna istota... Niewielu ludzi pojęło ich piękno... Trzeba zobaczyć, by zrozumieć grację kłusującego Konia Fryzyjskiego z ujeżdżeniowym długim wykrokiem... Duża, szlachetna głowa o mądrych, łagodnych oczach i rozdętych chrapach, kołysze się na elastycznej, łabędziej szyi. Wieńczy muskularną pierś. Przednie nogi podnoszone są wysoko, z niezwykłą gracją, kopyta zaś wyrzucane z ogromną mocą jak przy stępie hiszpańskim. Grzbiet zdaje się płynąć wraz z ruchem konia, a kwintesencją tego piękna jest napięty, umięśniony zad, nadający energię i sprężystość całemu ciału. Duże tylne nogi o szczupłych pęcinach i bujnych szczotkach pęcinowych wkraczają głęboko pod kłodę, zaś długa grzywa i falujący na wietrze ogon uzupełnia cały obraz. Najbardziej w oczy rzuca się kara maść konia, intensywna czerń świecąca w blasku słońca. Taki widok zapiera dech w piersiach, napawa dumą i wolnością. Barokowe piękno Koni Fryzyjskich wzbudza niezwykłe uczucia, a doznać go mogą nieliczni. Równie zjawiskowe są araby i folbluty - konie, które biją rekordy szybkościowe. Ich smukłe, giętkie ciała zostały jakby stworzone do wyścigów z wiatrem... Podziw wzbudzają także atletycznie zbudowane konie skokowe, niezrównane w swoim talencie. Jednak w wierzchowcu każdej rasy, maści, budowy i przeznaczenia drzemie urzekające, nieosiągalne piękno i wdzięk, które chwyta za serce. Konie zachwycają nas swoim wyglądem i możliwościami, ale przede wszystkim, kochamy je za ich charyzmę i pokorny, dziecinny charakter. Te zwierzęta mają piękne dusze, kochają ludzi i są wdzięczne za wszystko. Stale poszukują z ludźmi kontaktu, ufają nam, bo czują się przy nas bezpieczne. Miłość konia powinna napełniać nas pokorą, gdyż nie zasłużyliśmy na nią... A przecież nie sposób nie zakochać się w psotnych źrebakach, utalentowanym, dostojnym ogierze czy cierpliwej, poczciwej klaczce ze szkółki jeździeckiej."Im lepiej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta...".Konie tyle dla nas robią... Zarabiają na nasze utrzymanie, dostarczają nam przyjemności i rozrywki, pomagają dzieciom poprzez hipoterapię. Nie oczekują od nas wiele, do szczęścia potrzeba im: widnej stajni, towarzystwa w postaci drugiego konia - "kolegi" z boksu, trochę zielonej trawy i przede wszystkim - opieki i miłości! Niestety, coraz częściej słyszymy o tragicznych przypadkach znęcania się nad końmi – choćby na wsi, choćby w cyrku. Są bite, głodzone i krępowane... Jedne padają z wymęczenia, inne są chude, bezsilne i odwodnione. Kolejne giną na skutek odniesionych ran... Koniom wżynają się w ciało różne paski i sznury, tworząc krwawe ślady... Konie są bite, a nawet rażone prądem! Wymieniać można by długo, ale kolejne "metody" są jeszcze drastyczniejsze. Przeraża widok maltretowanego zwierzęcia, ale jeszcze bardziej myśl o CZŁOWIEKU, który na to pozwala, który sam do tego doprowadza! Najczęstszym powodem końskiego cierpienia jest rzeź... To słowo przeraża, gdyż zabija się tam konie bez sumienia, bez skrupułów, bez najmniejszej litości... Podczas przewozu, konie często nie jedzą i piją wodę z solą. Podróż do zachodnioeuropejskich rzeźni jest bardzo długa i męcząca. Łamane są przepisy, m.in. w jednej ciężarówce transportuje się więcej koni niż wynosi dopuszczalna norma. Przez to konie depczą się nawzajem i spychają. Na tym męka zwierząt się nie kończy - trudno nawet wyobrazić sobie ból, jaki przeżywają świadome konie, którym odcina się nogi… Wiele z nich jest zabijanych na oczach swoich towarzyszy, co jest kolejnym pogwałceniem prawa. Niestety, w ten bestialski sposób ginie mnóstwo koni, a ludzie nie szanują ich prawa do godnego życia... To okrutne, że całemu cierpieniu tych pięknych i dostojnych zwierząt winien jest człowiek! Jak to możliwe, że zwierzę, które pomaga nam i ufa, jest przez nas wysyłane na rzeź!? Jak to się dzieje, że człowiek potrafi w tak okrutny sposób zabić to niewinne zwierzę, zadając mu przy tym tyle niepotrzebnego bólu!?... Niestety, zbyt często ostatnim widokiem dla tych szlachetnych zwierząt są zakrwawione ściany rzeźni... "Największe szczęście w świecie na końskim leży grzbiecie!". Dzisiaj mustangi są jedynymi dziko żyjącymi końmi na świecie. Swoim działaniem człowiek o mało nie doprowadził do ich wyginięcia. Kiedy prerie Ameryki Północnej stały się terenem uprawnym, zaczęto zabijać mustangi. Konie stały się również potrzebne żołnierzom w czasie I wojny światowej. Innym powodem zabijania mustangów były ich cenne skóry, a także stały się pokarmem zwierząt domowych. Pod koniec XVIII w. żyło ich około 5 mln, a teraz zostało ich zaledwie 10 000! Statystyki są przerażające. Na szczęście od 1971r. mustangi są pod ochroną. Pomimo tego nadal padają ofiarą farmerów i hodowców bydła. Musimy zacząć doceniać te niezwykłe konie i kraje, w których żyją, gdyż niedługo może nam ich zabraknąć! Na szczęście istnieją Ogrody Zoologiczne. Dzięki nim chronione są ginące gatunki zwierząt. Wrocławskie zoo zamieszkuje np stadko Koników Polskich, których przodkiem był Tarpan - niestety ten gatunek konia już wyginął. Innym sukcesem ochrony koni jest powstanie 1968r. rasy Camargue zamieszkującej deltę Rodanu na francuskim wybrzeżu Morza Śródziemnego. Od tamtej pory dzikie stada koni Camargue pozostały nietknięte wpływami zewnętrznymi i cywilizacji. Jako jedna z nielicznych europejskich ras zachowały niezmienione cechy od ponad tysiąca lat. Powstał też związek hodowlany, a ogiery rasy Camargue są pod opieką państwowej stadniny w Uzes. Populację nadzoruje stacja hodowlana Tour de Valat. Niestety, cywilizacja ograniczyła trochę wielkość obszarów zamieszkiwanych przez stada koni Camargue, ale liczba półdzikich stad w przeciągu ostatnich lat nieco się powiększyła! Przyjaźń między koniem a człowiekiem przetrwała do dzisiaj. Konie nadal wpływają na ludzkie życie - dają młodym jeźdźcom pewność siebie i poczucie własnej wartości. Sprowadzają spokój do zagubionych dusz, dają nadzieję! Jeździectwo to niezwykły sport, najpiękniejszy ze wszystkich, gdyż polega na współpracy z żywym zwierzęciem, które też czuje, miewa lepsze i gorsze dni. Pamiętajmy, że jeździectwo ma być przyjemnością dla ludzi i frajdą dla koni, bo jeśli ma być dla tych drugich udręką i cierpieniem, to przesiądźmy się czym prędzej na rowery. Frajda też duża, a przynajmniej sumienie czyste...

27.03.2009

Nie zapomnę ciebie..

Agata Walulik

Niedaleko małej wioski, tuż za lasem, na niewielkiej polanie pojawił się nagle blask płynący prosto z nieba. Padł on prosto na maleńki kwiatek, który dopiero wyrósł z ziemi. To była niezapominajka. Niezapominajka ta była, jak wszystkie inne niezapominajki, drobna, niebieska, miała żółte oczko i pięknie pachniała. Cieszyła się każdym dniem, każdym promieniem słońca, ale czekała też czasem na deszcz. Każdy promień słońca sprawiał, że stawała się coraz ładniejsza. Niezapominajka witała każdego żuczka, każdą biedroneczkę i każdego motylka szczerym uśmiechem. Wszyscy mieszkańcy łąki lubili się bardzo i wiedzieli, że w razie kłopotów zawsze można pójść do niezapominajki. Ona miała jakąś tajemniczą moc…Zupełnie niedaleko, w sąsiedztwie, w małej wiosce, w skromnej chatce mieszkała pewna rodzina. Tata lutnik, mama krawcowa, babcia z dziadkiem rolnicy i córka uczennica o imieniu Gabrysia. Gabrysia miała przyjaciela psa Łatka. Wszyscy bardzo się kochali. Mieszkańcy ich wioski bardzo dobrze się znali. W sąsiedztwie mieszkało niewielu ludzi. Każdy wykonywał inne rzemiosło. Tylko tata Gabrysi miał bardzo inne zajęcie. Wyrabiał skrzypce dla muzyków z królewskiego dworu. Król był zadowolony z jego instrumentów i dlatego Gabrysia mogła chodzić do królewskiej szkoły. W królewskiej szkole nie było łatwo. Trzeba było dużo czytać, szczególnie książki z królewskiej biblioteki. Grube, oprawione w skóry, ze złotymi literami na okładce. Gabrysia miała dużo szczęścia, bo pani nauczycielka pożyczała jej książki do domu. Wszyscy wiedzieli, że Gabrysia musi pomagać w domu w wypasaniu kóz. Dlatego mogła czytać królewskie książki na okolicznych łąkach. Zawsze towarzyszył jej Łatek. Gabrysia uwielbiała kwiaty. Zbierała je na łąkach, suszyła w starym zeszycie a potem układała z nich obrazy na płótnie. Dziewczynka nigdy ich nie łamała. Zbierała ich płatki, kiedy już przekwitły. Pewnego dnia rano Gabrysia bardzo źle się czuła i nie mogła pójść do szkoły. Mama zaparzyła jej ziółek, babcia siedziała przy łóżku i czytała baśnie. Gabrysia niestety czuła się coraz gorzej. Bardzo bolały ją nóżki i rączki. Miała wysoką temperaturę. W końcu zawołano sąsiada, który zawsze leczył chorych mieszkańców wioski. Podawał im leki ziołowe, maści i różne specjały, które zazwyczaj pomagały. Rodzina Gabrysi robiła, co mogła. W końcu tata dziewczynki poprosił o pomoc króla i jego nadwornego lekarza. Lekarz przyjechał do wioski pięknym powozem z dwoma czarnymi końmi. Mieszkańcy wioski patrzyli ze zdziwieniem na niecodziennego gościa. Królewski medyk przywiózł dla Gabrysi krople i maści, z którymi przypłynął kiedyś z dalekich Indii. Był pewien, że one pomogą. Niestety nie pomogły. Gabrysia nie mogła sama chodzić, nie mogła sama nawet jeść. Jej rączki i nóżki były chore. Przy kolejnej wizycie królewski lekarz poddał się i powiedział rodzinie Gabrysi, że nie ma już dla niej żadnego lekarstwa. Ale pamiętał o pewnym wschodnim medyku, który opowiadał jemu podczas podróży po Indiach o magicznym kwiecie. Kwiat ten miał rosnąć właśnie na łąkach w kraju, z którego pochodził królewski lekarz. Lekarz widział ten kwiat w księgach wschodniego medyka, jednak nie wiedział jak on się nazywa, ponieważ nie zapamiętał tej nazwy. Miał tylko jego obraz w oczach. Opowiedział rodzicom Gabrysi, jak ten kwiat może wyglądać. Wtedy tata Gabrysi zaprosił lekarza do największej izby w domu i pokazał jemu suszone obrazy córki. Lekarz przyglądał się im uważnie i próbował odszukać w nich kwiat, który miał uzdrowić Gabrysię. Niestety, tego kwiatka tam nie było. Jedyne co mógł zrobić, to narysować go. Poza tym powiedział, że następnego dnia pośle wszystkich dworzan na poszukiwanie kwiatu po okolicznych łąkach. Tak samo uczynili mieszkańcy wioski. Tego dnia porzucili swoje rzemiosła. Nic nie było ważniejszego od zdrowia córki ich przyjaciół. Pamiętali, jak pewnego dnia muzyka za skrzypiec lutnika uszczęśliwiła pewną staruszkę, której zmarł mąż. Po wszystkich łąkach w okolicy chodzili dworzanie i wieśniacy, wszyscy szukali maleńkiego niebieskiego kwiatka z żółtym oczkiem w środku. Po łąkach chodził również Łatek. Łatek nie był zwykłym psem. Gabrysia i Łatek mieli pewną tajemnicę. Łatek znał ludzką mowę. I dzięki temu wiedział, co powiedział królewski lekarz. I do tego wiedział , czego szukać, bo on i Gabrysia widzieli kiedyś na łące ten magiczny kwiat. Był tylko taki jeden w całej okolicy. Gabrysia marzyła o jego płatkach, ale kwiatek cały czas kwitł , a poza tym wokół niego było mnóstwo stworzeń. Dziewczynka nigdy nie zrywała kwiatów przed przekwitnięciem i dlatego nie miała jego płatków na swoich obrazach. Łatek biegał po łące jak szalony. Nie mógł znaleźć miejsca , w którym rósł magiczny kwiat. Pomogło mu w tym słońce. Wypuściło jeden długi promień , który skierowało wprost na niezapominajkę. Tę samą , którą pobudziło do życia wczesną wiosną. Na straży obok niezapominajki stały żuczki. Ponieważ Łatek nie był zwykłym psem i oprócz ludzkiej mowy, potrafił się porozumieć nawet z kwiatami, to opowiedział niezapominajce o Gabrysi i jej chorobie, i zapytał niezapominajkę czy może pobiec po tatę Gabrysi. Pamiętał również , że królewski lekarz mówił, że jeśli ktoś znajdzie magiczny kwiat, to trzeba go bardzo szybko i ostrożnie przenieść z łąki do domu, posadzić w glinianej doniczce i postawić przy łóżku Gabrysi. Piesek nie mógł powiedzieć o niezapominajce tatusiowi dziewczynki, dlatego najszybciej jak tylko mógł , pobiegł do domu i tak mocno szarpał jego nogawką, aż ten zrozumiał, że musi iść za Łatkiem. Biegli bardzo szybko. W końcu znaleźli się przy niezapominajce. Kiedy tata Gabrysi zobaczył magiczny kwiat, rozpłakał się z radości a Łatka ucałował w mokry nosek. Ale miał problem. Ten kwiatek był tylko jeden w całej okolicy. Zmartwił się tym bardzo. Niedaleko płynęła rzeka. Tata urwał kawałek rękawa swojej koszuli, namoczył go w rzece i zawinął nim niezapominajkę. Takie zawiniątko włożył Łatkowi do pyska i kazał biec do domu. Psy biegają szybciej od ludzi a magiczny kwiat musiał jak najszybciej być w domu Gabrysi. Łatek biegł przodem, tata z tyłu, dość daleko za psem. Łatek przybiegł ostatkiem sił do domu , położył zawiniątko na kolanach mamy Gabrysi, która siedziała przy dziewczynce. Mama nie wierzyła własnym oczom. Jednak bardzo szybko wsadziła magiczny kwiat do glinianej doniczki i postawiła ją przy łóżku chorej córeczki. Wtedy dotarł tata i opowiedział domownikom o całej historii. Magiczny kwiat stał przy Gabrysi i nic się nie działo. Rodzice byli zrozpaczeni. Przyjechał królewski lekarz. Ucieszył się na widok magicznej rośliny, ale sam nie wiedział jak ona ma uzdrowić dziewczynkę. Nie powiedział tego rodzicom dziewczynki, ale powiedział, że trzeba czekać. Jednak stał się cud. Łatek całą noc leżał przy łóżku Gabrysi i szeptał jej do ucha historię niezapominajki. Na drugi dzień rano Gabrysia otworzyła oczka i zobaczyła na stoliczku koło swojego łóżka niezapominajkę, która mrugała do niej swoim żółtym oczkiem. Do pokoju wdzierał się mocny promień słońca, który dotykał swoim ciepłem niezapominajkę i Gabrysię. Kiedy mama dziewczynki weszła do pokoju , żeby sprawdzić jak ona się czuje, Gabrysia podniosła delikatnie paluszek i wskazała na magiczny kwiatek , i powiedziała cichutko NIEZAPOMINAJKA. Mama zapłakała, przybiegli tata, babcia i dziadek. Łatek piszczał z radości. Po kilku dniach Gabrysia mogła już sama siedzieć w łóżku, mogła sama jeść. Przychodzili w odwiedziny mieszkańcy wioski, wszyscy podziwiali niezapominajkę. Przyjechał nawet król z lekarzem. Gabrysia wyjaśniła skąd wiedziała jak nazywa się magiczny kwiat. W królewskiej bibliotece było mnóstwo innych książek, poza tymi, które musiała czytać. Tam właśnie czytała o niezapominajce. Potem wszystko opowiadała Łatkowi , kiedy pilnowali razem kóz. Razem poszukiwali kwiatów na łące. Kiedy Gabrysia wyzdrowiała i mogła już sama chodzić, zaniosła niezapominajkę na jej miejsce na łąkę. Ucałowała ją w delikatne płatki i powiedziała do niej NIE ZAPOMNĘ CIEBIE. Martwiła się tylko, co będzie z niezapominajką , kiedy przyjdzie zima. Ale niezapominajka była magicznym kwiatem a słońce było jej przyjacielem.

Baśń o Niezapominajce

Patrycja Jaros

Róża była dwunastoletnią dziewczyną o długich, rudych włosach. Miała dużo przyjaciółek i była bardzo lubiana. Mieszkała z matką na wsi, toteż codziennie miała pełne ręce roboty. Gdy wracała ze szkoły i odrobiła lekcje, mama zawsze znajdywała jej jakieś zajęcie. Musiała przynieść wody ze studni koniowi lub nakarmić kury. Jej matka była bardzo pracowitą kobietą, wymagającą i miłą. Dziewczyna kochała ją z całego serca, dlatego spełniała jej prośby. Pewnego dnia mama zachorowała. Róża na jej prośbę musiała zaczerpnąć wody ze studni i wtedy stało się coś dziwnego. Otóż woda wyschła! Dziewczyna była zdumiona, ponieważ jeszcze nigdy nic takiego się nie wydarzyło. Pochyliła się mocniej nad studnią myśląc, że może jej się przewidziało. Gdy chciała odejść, niespodziewanie wpadła do niej. Wylądowała na trawie. Wokół niej rosły grzyby wyższe od niej samej. Zobaczyła dziwne stwory chodzące na czworakach i nawet na rękach.- Witaj w Niezapominajce!- krzyknął ktoś koło jej ucha.- To moja studnia!!- odpowiedziała wystraszona Róża- Co to w ogóle za miejsce? I kim jesteś?- spytała stwora. Miał on na sobie garnitur w czarno- niebieskie pasy, a jego twarzy prawie nie było widać spod gęstej, czarnej czupryny opadającej mu na czoło.- Co to jest?- dociekała dziewczyna- To jest chodzące miasto droga panno, a twoja studnia jest na jakiś tydzień naszą studnią, studnią Niezapominajki. Będziesz mogła wrócić do domu dopiero wtedy, kiedy się stąd wyniesiemy. A co do mnie, to jestem burmistrzem tego całego miasteczka.- odrzekł z dumą.
Muszę powiedzieć, że Róża świetnie się bawiła w towarzystwie stworów, skrzatów i elfów. Gdyby nie choroba jej matki i troski o nią, Róża już dawno zdecydowałaby o zostaniu tutaj. Biegały, bawiły się i zachęcały do zostania w ich "niezapominajkowym świecie". Teraz gdy zrozumiała, że nad studnią czekają na nią ukochane przez nią osoby,. powoli jej się nudziło. Nie bawiły ją cudaczne stwory i z biciem serca czekała na opuszczenie miasteczka. Szef miasteczka chyba to zrozumiał i w całej wiosce rozeszło się, że niedługo rozpocznie się przejście na inne miejsce. Pewnej nocy miała sen o tym jak wszyscy ludzie z wioski ewakuują się zostawiając ją samą na dnie studni. Obudziła się. Była sama na dnie studni. Nagle poczuła że ma mokre nogi. Przestraszona podskoczyła. Pozbyła się resztek snu, ale okazało się, że woda ciągle się podnosi. Całe szczęście umiała pływać i utrzymywała się na powierzchni. Gdy studnia prawie się wypełniła, Róża wyszła z niej resztkami sił. Mama czekała na nią w domu z herbatą. Co najdziwniejsze – była ta sama godzina jak w chwili, gdy wpadła do studni. Dziewczyna nie zapomniała o całej przygodzie, ale wolała nie odkrywać, jakie jeszcze rzeczy kryje niezapominajkowy świat. A baśniowa kraina znów przeniosła się w inne miejsce.

Klacz Niezapominajka

Justyna Socha

Dawno, dawno temu, kiedy na ziemi mieszkały magiczne istoty, na pięknej, zielonej łące przy dużym lesie, mieszkała klacz Niezapominajka. Była to śliczna istota o dużych, bystrych oczach z rogiem jednorożca. Miała złote kopyta i mały, aksamitny pyszczek. Niezapominajka była bardzo pomocna i koleżeńska, ale każda rusałka i wszystkie krasnoludy znały ją z tego, że była bardzo... zapominalska.Pewnego dnia, klacz pasąc się na łące spotkała elfa.- Witaj Niezapominajko! Muszę powiedzieć Ci coś bardzo ważnego - powiedział mały skrzat.- Dzień dobry Elfiku! Co takiego ważnego chcesz mi przekazać? - odpowiedziała- Już niedługo w naszej Magicznej Krainie stanie się coś strasznego! Mieszkańcy lasu wybrali Ciebie! To ty uratujesz nas wszystkich... Nie mogę ujawnić nic więcej. Zaklęcie brzmi: "W tej chwili znikaj czarownikuzły, gdzie rosną czarne bzy!". Pamiętaj Niezapominajko... uwierz w siebie!- Ale... o co chodzi? Kim jest czarownik i co takiego się stanie...?! - jąkała klaczka.Nagle elf znikł. Niezapominajka zrozumiała. Tym zaklęciem będzie musiała uratować Krainę od złego czarownika. Ale jakim zaklęciem? Zapomniała! Czasu było coraz mniej... Klacz czuła, że czarownik zjawi się lada dzień. Kiedy galopowała po lesie, usłyszała dziwne głosy dochodzące od stawu. Postanowiła to sprawdzić, ale nie miała dobrych przeczuć... Nie myliła się! Nad brzegiem stał starzec w długiej, granatowej szacie, a nad nim unosił się pył. Miał on długą brodę, a w ręku trzymał kryształowe naczynko z miksturą.- Kiedy wyleję to na ziemię, wasza cała kraina się rozpadnie! – rzekł ze śmiechem.- Nie zrobisz tego! Znam zaklęcie! - krzyknęła Niezapominajka.- Tak? A jakie? - kpił czarownik- W tej chwili znikaj czarowniku zły... Zapomniałam! - zapłakała klacz.- Wasze wszystkie domy się spalą! Cha, cha! Skoro nie znasz zaklęcia, nie uratujesz wszystkich!- Już wiem! W tej chwili znikaj czarowniku zły, gdzie rosną czarne... bzy! - zarżała.- O nie! Przez ciebie zamkną mnie w lochach do końca życia! Niezapominajka uratowała Magiczna Krainę. Uwierzyła w siebie i przypomniała sobie zaklęcie. Od tej pory, już nie była zapominalska, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Niezapominajka

Mela Furmaniak

Dawno, dawno temu żyła księżniczka Niezapominajka. Gdy była mała i bawiła się nad strumykiem, wiedźma zazdrosna o jej piękny wygląd, rzuciła na nią zły czar, który miał zadziałać, gdy księżniczka skończy siedemnaście lat. Żyła sobie wesoło księżniczka Niezapominajka. Rosła, aż skończyła siedemnaście lat. Tego dnia księżniczka wstała ze swego łoża z baldachimem i pomyślała: „Ach, mam już siedemnaście lat”. Nagle jakaś nieodparta siła kazała jej iść nad strumyk, nad którym czarownica rzuciła zły czar. Gdy doszła nad rzeczkę, poczuła, że zrywa się silny wiatr. Drzewa jęczały głośno, próbując oprzeć się wichurze. Księżniczka runęła na ziemię. Poczuła, że się kurczy… Nagle świat wydał się jej potwornie duży. Zza krzaków wyszła czarownica i wysyczała:
- Od dziś będziesz małą niezapominajką. Każdy, kto cię ujrzy, będzie widział kwiatek. Tylko jedna osoba na tym świecie może cię zobaczyć, ale cię nie znajdzie. Gdyby cię znalazła, zły czar pryśnie. A tego przecież nie chcemy? Czekaj sobie, czekaj, aż do swojej śmierci…Księżniczka pochyliła się nad wodą. Zamiast swojej twarzyczki zobaczyła… mały, niebieski kwiatek. Niezapominajka zapłakała. Po jej płatkach pociekły łzy…Pewnego dnia do królestwa zawitał królewicz. Szukał pięknej panny, z którą mógłby się ożenić. Niestety, rodzice Niezapominajki strudzeni rocznymi poszukiwaniami córki, nie spotkali królewicza. Lecz opiekunka księżniczki, choć pogrążona w rozpaczy, nie straciła rozumu. Poprosiła królewicza, by poszukał królewny. Ten znalazł ją nad brzegiem strumyka. Bowiem zobaczyć ją mógł tylko ten, któremu była przeznaczona…

Niezapominajka

Ala Węgiel

W pewnej dalekiej krainie mieszkała pewna dziewczyna.Miała na imię Niezapominajka. Swą urodą przewyższała większośćksiężniczek. Błękitne oczy doskonale współgrały ze złotymi włosami i bladątwarzyczką. Pewnego dnia, jak zwykle, Niezapominajka pracowała w pocie czoła wogródku. Do zimy było daleko, a dziewczyna miała pod opieką kilkoro ludziniezdolnych do pracy. Trzy lata temu krainę nawiedziła choroba, którapozbawiła życie większość mieszkańców. Przeżyła tylko ona, Niezapominajka, jejprzyjaciółka Róża, ojciec dziewczyny oraz chłop ze swoją żoną.Niezapominajka wykopywała marchewki, gdy usłyszała jakieś krzyki dobiegające zlasu. Czym prędzej pobiegła w tamtą stronę. -Pomocy!- słyszała coraz wyraźniej, Po chwili zobaczyła rannegochłopaka. Ledwo trzymał się na nogach, a z boku krew przesiąkała przez białąkoszulę. Gdy zbliżyła się jeszcze, zobaczyła, że bok jest rozszarpany. -C… co się stało?- szepnęła.-Niedźwiedź….. niedźwiedź mnie zaatakował- odpowiedział słabymgłosem. Czym prędzej zabrała go do domu i położyła na swoim łóżku. Jegooddech był płytki i szybki. Niezapominajka czym prędzej zabrała się zaopatrywanie jego ran. Z tego, co mówił, wywnioskowała, żebył księciem i kilka dni temu wybrał się na polowanie. Zraniłniedźwiedzia, który runął na ziemię. Książe myśląc, że zwierzę jest martwezbliżył się do niego. Niespodziewanie bestia poderwała się izaatakowała go rozszarpując łapą bok, po czym uciekła w las. Niezapominajkasłuchała tej opowieści z zapartym tchem, przykładając smukłe dłoniedo ust. Kilka dni później Niezapominajka odważyła się zapytać księcia oimię. -Gryf- odpowiedział bez wahania z promiennym uśmiechem. Po zastanowieniudodał niepewnym tonem- Czy…. czy nie zechciałabyś ze mną pojechać dozamku? Błagam cię! Zabierzemy oczywiście twoich podopiecznych. Zajmie sięnimi wróżka, która jest najlepszym lekarzem! Proszę…. Ja… Kiedy cięzobaczyłem… to… po prostu moje serce zaczęło szaleć! Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś. Niezapominajka wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Propozycjaksięcia zaskoczyła ją, a to, co powiedział, te ostatnie słowa wymalowały na jej twarzy rumieńce. „Miłość od pierwszego wejrzenia” - pomyślała z uśmiechem. Wolno skinęłagłową. W tydzień później Niezapominajka wraz z Gryfem i swoimi podopiecznymiudali się do zamku. Wkrótce pobrali się, a Róża wraz z innymipodopiecznymi wyzdrowieli dzięki czarom wróżki.