autor: Sebastian Struś
Rozdział 1
Barbarzyńca w Żelaznej Górze
Jazda przez Święty Gaj byłaby może Nawet przyjemna , gdyby nie horda rozszalałych druidów. Musiałem tamtędy przejechać, chociaż nie znoszę magii, druidów, słabego piwa i pustej kiesy. Tędy jednak prowadzi droga do Żelaznej Góry, największego miasta cechowego na półwyspie. Chwila, wy jeszcze nie wiecie co się dzieje!
Jestem Minsk barbarzyńca z Półwyspu Borgul, najgorszego kawałka lądu w świecie Soulland. Nie zgadzam się z tym, bo jeśli nie liczyć masy stworów, kilku miast-państw walczących ze sobą i złego czarnoksiężnika, to jest tu bardzo miło. Miasta nie są zbyt bogate, ponieważ byłyby zbyt często łupione. Żelazna Góra to jedyne miasto, które może sobie pozwolić na bogactwo dlatego, że bogactwo przyciąga najemników, których można zakupić za złoto, które przyciąga najemników, których... Rozumiecie o czym mówię?
Żelazna Góra utrzymuje się z tzw. cechów, czyli po prostu gildii (gildia to stowarzyszenie jakieś grupy np. wojowników, złodziei). Gildia płaci patrycjuszowi za prawo do bycia. Chore, ale działa. Żeby wam bardziej namieszać w głowach powiem, że każda gildia ma swoje prawa, które obowiązują na jej terenie. Królów nie ma od czterystu lat, a tron jest zbutwiałym krzesłem, nakrytym złotą folią.
Patrycjusz to tytuł obowiązujący władców Żelaznej Góry od śmierci ostatniego króla. Obecny patrycjusz ma tzw. szósty zmysł. Tak mówią aroganci. Inni mówią o ośmiu. Wzrok, słuch, dotyk, smak, węch, wiedza o wszystkim w mieście, niechęć do śmierci i upór. Szósty wziął się z pewnego wydarzenia. Trzy lata temu w knajpie „Pod pijaną zgrają” została zabita kelnerka. Kiedy otrzymywała śmiertelny cios patrycjusz westchnął i kazał wysłać straż po sprawców. Znaleziono ich koło ciała, upitych i zadowolonych. Siódmy zmysł stąd, że chociaż skrytobójcy dają milion za głowę patrycjusza, on spokojnie rządzi miastem, a gildii skrytobójców wysyła rachunki za tynk, który odpadł po bełcie z kuszy, za lustro które się rozleciało z tego samego powodu i za pogrzeb degustatorów. Ósmy zaś wziął się z siódmego i wrodzonej stanowczości.
Pod Żelazną Górą rozciągają się lasy. Tak właściwie, to jest tam tylko mały gaik. Patrycjusz jednakże kazał nazywać go lasem. Twierdzi, że dobra nazwa przyciąga turystów. Tak naprawdę to przywabia tylko elfy, które są tak liczne, że jeśli kopniesz w drzewo, możesz być pewien, że drzewo albo ci odda, albo kopnie cię elf za tobą.
Żelazna Góra, jak sama nazwa wskazuje, leży na górze. Jest to wielkie miasto, podzielone na cztery części. Pierwsza leży przy bramie i zajmuje południową część miasta. Nazywa się Zagrodą Ludzi. Dalej jest Zagroda Krasnoludów, obok Zagrody Trolli. Ostatnia zagroda należy do Niziołków.
Soulland to bardzo podstawowy świat. Słońce ma małe i położone blisko planety. Soulland ma kształt dysku, co jest o wiele praktyczniejsze niż kula, bo przynajmniej się z niego nie spada. Prawdą jest to, że woda co jakiś czas wylewa się gdzieś w kosmos, ale wtedy magowie rzucają czar i dzieciaki znowu mogą się wesoło taplać w wodzie, a rekiny spokojnie je pożerać.
Skąd to wszystko wiem, skoro jestem zwykłym barbarzyńcą? Przez pewnego maga, który wykorzystywał mnie do swoich badań nad człowiekiem. Dzięki niemu zmądrzałem. Jego czaszkę noszę w worku na szczęście.
Widzę już Żelazną Górę. Widzę też gobliny po drodze. To czerwone wilki, poznaję je. Są całe czerwone, władają prymitywnymi mieczami i zamiast pancerzy używają wygarbowanych skór wilków. One nie zauważyły mnie.
Zsiadam z konia i cicho podkradłem się do jednego z goblinów. Zanim mnie wyczuł, rozciąłem mu głowę. Inne gobliny zobaczyły mnie. Uśmiechnąłem się, wziąłem mocniej topór i rzuciłem się na nie. To była miła rozgrzewka przed wejściem do miasta.
Rozdział 2
Minsk i Boo są gotowi!
Zaraz po wejściu do miasta poszedłem nad rzekę. Rzeka Żelazna jest słynna ze swojego zapachu. Mówią „ „Ależ ta rzeka śmierdzi bardziej od ścieku!”. W karczmie podszedłem do barmana.
- Dwa piwa poproszę.
- Trzy srebrniaki.
Piwo jest tu okropne i tanie, ale dopóki nie znajdę pracy, zostanę tutaj. Następnego dnia poszedłem do koszar. Strażnik popatrzył na mnie z niechęcią i burknął:
-Czego!?
-Chciałbym dołączyć do wojska.
-Ty?- zaśmiał się- Po co nam tu prymitywy?Kiedy zobaczył topór tuż przed swoją twarzą, zmienił zdanie.
- Tędy do komendanta – powiedział uprzejmie
- Dzięki – powiedziałem zabierając mu sprzed twarzy topór – Przy okazji, jak się nazywasz?
- Boo, trzeci odział czwartego pułku piechoty- powiedział z dumą.
- Dobrze. Do zobaczenia!
* * * * *
Komendant spojrzał na Minska i westchnął. Od rana to był paskudny dzień. Najpierw grupa złodziei w jego domu, później najazd barbarzyńców, a teraz Minsk. Zdenerwowany spytał:
- O co chodzi?
-Chciałbym dołączyć do wojska.
- Dobrze- westchnął komendant- Szeregowcy zarabiają 3 sztuki złota miesięcznie.
- Mnie to pasuje – odparł Minsk.
* * * * *
Tutaj podam wam tutejsze kursy walut. 1sztuka złota – 15 srebrników. Jeden srebrnik – dwadzieścia miedziaków. Za miedziaka można kupić bochenek chleba.
Po zdobyciu pracy zacząłem szukać kapitana. On miał mnie przydzielić do któregoś oddziału. Ucieszyłem się kiedy usłyszałem:
-Trzeci oddział czwartego pułku piechoty.
To znaczy, że będę w oddziale razem z Boo. Polubiłem go, przypomina mnie kiedy byłem o piętnaście lat młodszy.
* * * * *
Boo jęknął, gdy zobaczył nowego rekruta, o którym było głośno w całym baraku. Za to Minsk uśmiechnął się, klepnął Boo w plecy i krzyknął:
- Wreszcie jakaś znajoma twarz. Stawiam ci piwo!
„Może nie jest tak źle” pomyślał Boo „ On wyraźnie mnie polubił”. Poszli do największej w mieście karczmy „Gots”. Godzinę później Minsk i Boo pijani i weseli wrócili do baraku. Kapitan wrzasnął:
- BAACZNOOŚĆ!
- Minsk i Boo są gotowi! – usłyszał głośny krzyk.
Chwilę później ułowił uchem głośniejsze:
-HIK! – czknął Minsk.
-HIK! – zawtórował mu Boo.
Kapitan zrozumiał, że z tym nowym będą problemy.
Rozdział 3
Trolle, Krasnoludy, Niziołki i Ludzie.
Następnego dnia wyszedłem do miasta. Nagle zachciało mi się pić, więc wszedłem do najbliższej karczmy i uśmiechnąłem się. Jeden troll, jeden krasnolud, kilku ludzi i dużo piwa. To musiało się tak skończyć. Kiedy koło mnie przeleciała butelka, rzuciłem się do środka i zacząłem walić wszystkich po głowach.
Tutaj opowiem wam o nienawiści jaka, łączyła krasnoludy i trolle przez wiele wieków. Zaczęła się osiemset lat temu w pewnej kopalni, kiedy troll zabił krasnoluda tylko dlatego, że dostał kilofem w ucho. Trolle w dzień zamieniają się w kamień, lecz bez trudu mogą funkcjonować także w dzień, lecz wtedy są strasznie ślamazarni. Trolle to kamienie zawierające cenne minerały, a krasnoludy rozbijają kamienie w poszukiwaniu cennych minerałów. To następny powód, dla którego trolle i krasnoludy się nie znoszą. Ale dopiero trzysta lat temu rozpoczęła się prawdziwa wojna. Zaczęło się od bitwy w kanionie Knox. To jedyna bitwa w historii, w której obie armie złapały się w pułapkę.
Trolle są kamieniami, więc kiedy dostałem od niego w głowę, na chwilę mnie zamroczyło. Jednak po chwili mu oddałem. Kilka razy. Jak uderzał o ziemię, to zniszczył stół. Podszedłem spokojnie do baru i poprosiłem o piwo. Właśnie miałem je wypić, kiedy butelka została roztrzaskana przez toporek krasnoluda. Tak mnie to zdenerwowało, że kopnąłem go z całej siły. Krasnolud wyleciał z karczmy, a ja wrzasnąłem:
- Kiedy ja piję, wszyscy piją!
Podniosły się zachęcające okrzyki. Później krzyknąłem:
- Kiedy piję drugą kolejkę, wszyscy piją drugą kolejkę!!
Po drugim piwie wybiegłem z karczmy, wrzeszcząc:
- Kiedy ja piję, inni płacą!
Koło mnie przeleciało kilka butelek.
* * * * *
Boo był wściekły. Ledwo wszedł do karczmy, już zaczęli się bić. Krasnolud łupnął trolla i się zaczęło. Później jeszcze ten Minsk wkroczył do karczmy. Boo wypił razem z nim dwa piwa, a po chwili rzucił butelką. Przeklęty Minsk! Ma doświadczenie! Wiedział, że po pijanemu nikt go nie trafi. A w barakach obaj dostali upomnienia i mieli sprzątnąć cały barak. Minsk wprawdzie pomógł Boo, ale najpierw rozciął na pół manekina ćwiczebnego. Teraz skrada się do niego kilka niziołków. Może gdy straci swoją wypłatę to zmądrzeje. Po chwili było po wszystkim. Minsk porozdzielał między niziołki ciosy płazem topora. To nie Minsk dostał lekcję, tylko niziołki. Brzmi ona „Nigdy nie atakuj barbarzyńcy, który ma topór”. Boo i Minsk wrócili do baraku na ćwiczenia. Każdy dostał ćwiczebny miecz i partnera do walki. Partnerem Boo był Minsk.
* * * * *
Przeprosiłem Boo już kilka razy, a on dalej się złości. W sumie ma rację. Ja też bym się zdenerwował, gdyby ktoś podczas ćwiczeń kopnął mnie w goleń, walnął mieczem w zadek, i dołożył do tego pięść w czaszkę. Ale ja go przecież przeprosiłem!
Rozdział 4
Orki atakują!
Pewnie Boo denerwowałby się jeszcze dłużej, gdyby nie nagły wrzask:
- Orki atakują!
Boo popatrzył na mnie zaniepokojony. Chyba czegoś się przestraszył. Ja tylko uśmiechałem się szeroko na myśl o walce. Boo powiedział, że mam coś dziwnego w oczach. Nie usłyszałem co, bo pobiegłem na mury.
* * * * *
Guotlem miał ciężkie i krótkie życie. Został szeregowym orkiem tylko po to, żeby poznać dalekie kraje. Tymczasem trafił na Półwysep Borgul i teraz jako pierwszy wspinał się na mur. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, był rozradowany barbarzyńca, unoszący topór.
* * * * *
Mag próbujący nauczyć się nowego czaru, wyjrzał na chwilę przez okno. Zobaczył unoszącą się postać z kosą.
- WITAM- powiedział Śmierć.
Chwilę później orcza strzała wleciała przez okno, zabijając maga.
Kapitan trzeciego oddziału czwartego pułku piechoty pomyślał „Może to jest barbarzyńca, ale kosi orki aż miło patrzeć”. Rzucił się z całym oddziałem do boju.
* * * * *
Po bitwie kapitan powiedział do mnie:
- Za niewiarygodną chęć do bitwy oraz powstrzymanie orków do naszego przybycia, otrzymasz premię w wysokości jednej sztuki złota.
-Bardzo dziękuję- powiedziałem, zabierając złoto i rozglądając się za Boo. Znalazłem go na innej części muru. Walczył jeszcze z gigantycznym orkiem. Podchodząc do Boo, zrzuciłem orka z muru łokciem.
- Dostałem premię- powiedziałem – Idziemy do karczmy!
- Niech będzie – odparł Boo
* * * * *
Kapitan pożałował, że dał Minskowi premię. Od ścian baraku odbijało się głośne czkanie: HIK! HIK! HIK!
Kapitan nawrzeszczał na Minska i Boo oraz nakazał im patrolować teren między ziemią trolli i krasnoludów.
Dopiero dwie godziny później przypomniał sobie o tym, że dziś jest rocznica bitwy w kanionie Knox. Na pamiątkę tego trolle i krasnoludy walczą na granicy swoich terenów, wyznaczonych po to, żeby ich oddzielić od siebie. Kapitan natychmiast rozkazał wysłać cały oddział, żeby uratować Minska i Boo. Na miejscu zobaczył, że nie było po co. Minsk i Boo dołączyli do krasnoludów i pożyczyli od nich młoty. Boo właśnie kruszył łeb trolla, a Minsk machał młotem na wszystkie strony. Kapitan westchnął i kazał się wycofać. Postanowił nie wspominać o tym patrycjuszowi.
Rozdział 5
Minsk i cech Wojowników.
Poszedłem do rynku , gdzie skryba właśnie odczytywał ogłoszenia drobne. Usłyszałem „Cech Wojowników zaprasza żołnierzy i strażników do siebie! Oferują ćwiczenia i bezpłatne piwo!” Spodobało mi się to. Zapytałem się pewnego przechodnia:
- Którędy do cechu Wojowników?
- Odwróć się i przejdź przez tę dużą bramę z dwoma mieczami i tarczą – usłyszałem głos za sobą.
Obróciłem się zaskoczony. Za mną siedział Boo przy bramie do gildii:
-Co ty tu robisz?- spytałem.
- Siedzę- odpowiedział Boo.
- Widzę- burknąłem – ale dlaczego tu siedzisz?
- Bo mnie nogi bolą – powiedział z uśmiechem.
- Skąd – Tu - Przyszedłeś – wycedziłem
- Z wnętrza gildii – śmiał się Boo.
Miałem tego dość. Skoczyłem na niego, walnąłem go pięścią w brzuch i zapytałem:
- A co ty tam robiłeś?
- Jestem członkiem cechu Wojowników – zdołał wysapać Boo
-Świetnie! Powiedz mi, jak nim zostać? –spytałem.
- Idziesz na podwórze, wchodzisz do małego budynku po prawej i mówisz, po co przyszedłeś.
-Dzięki! – krzyknąłem wchodząc do gildii.
W budyneczku skryba popatrzył na mnie ciężko:
-Tak? – spytał
Chciałbym zostać członkiem cechu Wojowników. – odparłem.
Tym tunelem do drugiego skrzyżowania, tam w prawo, zapukać – poinstruktował mnie skryba.
Po dotarciu na miejsce i zapukaniu, usłyszałem:
-Wejść!
Więc wszedłem. Za biurkiem siedział półogr. Półogry to połączenie orka i ogra. Są bardzo wysokie, silne i dość mądre. Ten tutaj nie był wyjątkiem.
- Czego tu chcesz? – spytał
- Dołączyć do cechu- odparłem.
- Musisz przejść test.
- Jaki test? – zapytałem
Półogr uśmiechnął się tylko.
- Za mną proszę
„Dobrze wychowany” pomyślałem „ Zazwyczaj półogry znają tylko coś w rodzaju GRROOOOAARR”. Zaprowadził mnie do sali ćwiczebnej.
- Widzisz tamtego wojownika? – spytał półogr.
Wojownik był barczysty, ale niski. No cóż, ma wzrost, brodę i mięśnie krasnoluda. Jak myślicie, kto to jest? -Tak – powiedziałem
- Jak go pokonasz, wejdziesz do cechu.
- Niech będzie – odparłem, wziąłem topór i z wrzaskiem ruszyłem na krasnoluda.
* * * * *
Lorem usłyszał wrzask, odwrócił się i zobaczył biegnącego barbarzyńcę. Wziął swoje dwa toporki, uniknął pierwszego ataku i zrozumiał, że ta walka nie będzie łatwa. Mimo to ciął szybko barbarzyńcę po nogach, a kiedy ten odskoczył, kopnął go w brzuch i zostawił mu szramę na udzie.
- Przegrałeś – powiedział Lorem- Jednak jesteś silnym człowiekiem. Witam w cechu Wojowników.
- A kim ty jesteś, żeby o tym decydować? – spytał Minsk.
Krasnolud podał rękę Minskowi i powiedział:
- Lorem, mistrz cechu wojowników.
Rozdział 6
Bhall się nudzi
Na początku wspomniałem o złym czarnoksiężniku. Obecnie Bhall, bo tak ma na imię, szykuje się do wielkiej wyprawy na Żelazną Górę, żeby zrabować księgi z Magicznego Uniwersytetu. Magiczny Uniwersytet to coś w rodzaju cechu magów. Różnica jest taka, że magowie nie płacą patrycjuszowi. Mają ogromny zbiór książek, w tym księgę Octavo. Octavo to księga, w której są zaklęcia, których Stwórca użył do stworzenia Soullandu. Bhall uważa, że jeśli ją zdobędzie, uzyska władzę nad światem. Jedynym problemem jest Żelazna Góra. Bhall zawsze mówił, że kłopoty są po to, żeby je pokonywać. Czarnoksiężnik miał zamiar zebrać wielką armię i zniszczyć miasto, ale zbieranie wielkich armii jest czasochłonne i kosztowne. Bhall nudził się okropnie, słuchając informacji o nowych oddziałach. W końcu ryknął „Basta!” i kazał orkom zaatakować miasto. Jednak, jak już wiecie, orki zostały odparte. Bhall więc wrócił do zbierania wielkiej armii.
* * * * *
Boo spojrzał na swojego nowego partnera i westchnął. Minska już znał, więc wiedział, co może zrobić z wrogiem.
Mimo to nie można go nie lubić. To tak, jakby kopnąć największego szczeniaka na świecie:
- Boo, ja chcę walczyć- powiedział Minsk.
- To poszukaj kogoś w cechu- westchnął Boo – Tam jest wielu takich wariatów jak ty.
Największego, najsilniejszego i najmądrzejszego szczeniaka na świecie.
- Nie jestem wariatem- powiedział Minsk, dając Boo pięścią w łeb- tylko barbarzyńcą.
- Zrozumiałem – zapewnił Boo – Ale teraz jesteś mi winny osiem srebrniaków na nowy hełm.
* * * * *
Bhall wysłał demony. Może one dadzą sobie radę z tym barbarzyńcą? Jeśli teraz też odeprze atak, wówczas Bhall go porwie i trochę na nim poeksperymentuje.
* * * * *
Minsk i Boo usłyszeli krzyk:
- Demony nadlatują.
Boo spojrzał na Minska. Jego czarne, długie włosy falowały na wietrze, a niebieskie oczy roziskrzyły się na widok demonów. Po prostu wyglądał jak barbarzyńca.
- No i widzisz, co narobiłeś?- narzekał Boo - Teraz masz swoją walkę.
- Świeeeeeeetnieeeee.
Tylko tyle usłyszał Boo, bo Minsk biegł do murów. Wszedł na nie po schodach, skoczył na najbliższego demona i rozciął mu plecy. Demon wrzasnął i zniknął. Minsk był bardzo wesoły. W końcu jakaś normalna bitwa!
* * * * *
Boo popatrzył za Minskiem i powiedział:
-A jednak to wariat.
Po czym pobiegł za nim.
Rozdział 7
Wielka Armia Bhalla
Bhall uśmiechnął się. Ten barbarzyńca znowu powstrzymał jego atak. Jednak wielka armia, nie inaczej, Wielka Armia Bhalla jest na ukończeniu. Właśnie doniesiono Bhallowi o grupce olbrzymów, które do niego dołączyły. Kiedy zniszczy Żelazną Górę, wtedy zajmie się Minskiem.
* * * * *
- „Sto trzy sposoby dobijania wroga” – przeczytał Minsk, po czym spojrzał na Boo – Znam tylko szesnaście – Rozglądnął się po półkach – Powiedz mi, po co w cechu Wojowników biblioteka?
- Żeby członkowie mogli doskonalić swoje zdolności bojowe – wyrecytował Boo – Nie zauważyłeś, że są tu same książki o wojnie?
- Nie tylko – odparł Minsk wskazując na gruby tom książki „ Wojna i Pokój”.
- Nieważne – powiedział Boo – Lorem powiedział, że ma być biblioteka, to powstała biblioteka.
- Równy gość z tego Lorema, nie? – mruknął Minsk.
- „Dla ciebie tak” – pomyślał Boo – „Obaj uwielbiacie piwo i walkę, tylko że Lorem jest jeszcze mistrzem cechu Wojowników” – Ale powiedział tylko:
- Tak.
Minsk uśmiechnął się szeroko:
- Mam trzy butelki piwa z karczmy „ Królewskiej”. Później wypijemy je z Loremem.
Boo westchnął. Minsk i Lorem. Barbarzyńca i krasnolud. Naprawdę do siebie pasują!
* * * * *
Znudzony Śmierć ostrzył swoją kosę. Nagle przypomniał sobie, co się stanie pod Żelazną Górą. Gdyby miał usta, pewnie by się teraz szeroko uśmiechał. Jednak na razie poleciał na małą, wiejską dróżkę, gdzie kupiec z rodziną zostali napadnięci przez bandytów. Albo zostaną. Dla Śmierci czas jest nieważny. Liczy się tylko ilość dusz na godzinę.
* * * * *
Lorem i Minsk byli pijani. Najpierw wypili piwo, które miał Minsk, potem Lorem wyjął z torby jeszcze dwie butelki, a na końcu zamówili jeszcze po jednym kuflu piwa. Po tym wszystkim zaczęli się bić, zdemolowali karczmę, a teraz idą przed siebie, śpiewając piosenki. Boo obserwował ich z bezpiecznej odległości. Pomyślał, że jeśli jutro znowu zaatakują jakieś stwory, tym razem wojsko będzie musiało poradzić sobie bez tej dwójki. Po takim pijaństwie nic by się nie obudziło.
* * * * *
Boo mylił się. Kiedy rozległ się krzyk „ Olbrzymie pająki nadchodzą”, Minsk i Lorem od razu obudzili się na ulicy i otrzeźwieli. Byli też jednymi z pierwszych osób na murze. Wtedy wśród wojska rozeszło się powiedzonko:
„Tam gdzie jest bitwa, potyczka lub bijatyka w karczmie, poszukaj barbarzyńcy z toporem lub krasnoluda z odznaką mistrza cechu.” Po bitwie do powiedzonka dodano: „ A jeśli ich zobaczysz, lepiej ucieknij, bo zostaniesz albo przecięty toporem, albo mieczami.” Niezbyt ta fraza wybredna, ale w końcu to jest wojsko.
Rozdział 8
Bitwa trzech armii
Hurek, władca miasta-państwa Hammer, zbudował dużą armię, ale nie wiedział, co z nią zrobić. Myślał długo, aż wymyślił, że przecież może kogoś zaatakować. Wybrał miasto zwane Żelazną Górą.
* * * * *
Bhall był lekko zdenerwowany. Pająki napadły na Żelazną Górę bez jego pozwolenia. Teraz strażnicy będą o wiele czujniejsi, a wojsko w ciągłej gotowości. Zdecydował się na natychmiastowy szturm na miasto.
* * * * *
Minsk znowu dostał premię, ale tym razem także medal za zasługi i awans na kaprala.
- Kapral zarabia siedem sztuk złota miesięcznie – powiedział kapitan.
- A kapitan? – Zapytał spokojnie Minsk.
-Dwadzie... A co ci do tego? – warknął kapitan.
- Mi? Nic! – odparł Minsk.
* * * * *
Zwiadowcy zaczęli donosić generałowi o dwóch wielkich armiach idących prosto na miasto. Generał wiedział, że miasto nie oprze się nawet jednej. Ostatnia nadzieja w tym, iż te wojska nie są sprzymierzone.
* * * * *
Minsk usłyszał, że dwie Wielkie Armie zbliżają się do Żelaznej Góry. Radosny kapral wyruszył do Lorema, przekazać mu wspaniałą nowinę.
* * * * *
Bhall wyczuł, że zbliża się inna Wielka Armia. Wstrząśnięty zarządził szybki marsz. Lepiej prędko zdobyć miasto, zanim Druga Wielka Armia nie złupi go pierwsza.
* * * * *
Bhall i Hurek byli bardzo przewidujący, ale nie domyślali się , że magowie też się włączą do bitwy. Jednak śmierć jednego z nich mogła doprowadzić ich do prawdziwej furii. Teraz przygotowują potężny czar Przywołania. Będzie groźnie.
* * * * *
Śmierć patrzył, jak dwie Wielkie Armie zbliżają się do wrót miasta.
Istnieje około miliona wszechświatów. W większości Żelazna Góra została zdobyta, w reszcie sprzymierzone siły patrycjusza i Hurka pokonały wojska Bhalla. W jednym było inaczej.
Śmierć przez chwilę pomyślał, że gdyby któraś z Wielkich Armii zaatakowała miasto z drugiej strony, Żelazna Góra padłaby ofiarą nieprzyjaciela. Gdyby Śmierć miał skórę, zostałby generałem. Śmierć ma zmysł, który pozwala mu ujrzeć, gdzie zginie najwięcej osób. Problem byłby tylko z tym, że Śmierć nie byłby pewny w której armii więcej ludzi polegnie.
* * * * *
Minsk, Lorem i Boo patrzyli na zbliżające się Wielkie Armie. Każdy myślał o czym innym. Lorem zastanawiał się, jak krasnolud może zabić olbrzyma. Minsk liczył wrogów, próbował to podzielić na wojska miasta minus stu dla siebie. Boo modlił się do wszystkich znanych bogów. A jeszcze gorliwiej, kiedy zobaczył wybuch w Magicznym Uniwersytecie.
* * * * *
Bogowie tymczasem grali w pewną boską grę, którą nazwali „ Oblężenie”. To była potężna bitwa, którą bogowie toczyli już kilka dni:
- Olbrzym dwanaście - trzy pola do przodu – powiedział Bhall, bóg zła.
- Pułk dragonów - pięć pól w lewo, jedno do przodu – odpowiedział Ham-mer, bóg ludzi.
- Łucznicy z murów - ostrzał olbrzyma siódmego i trzynastego- skontrowała Żelara, patronka Żelaznej Góry.
- Przełamuję czar magów Żelary – warknął Bhall.
Nowa tura. Rzut kostką.
* * * * *
Ridcully, dyrektor Magicznego Uniwersytetu, popatrzył, jak jeden z magów zmienia przez pomyłkę lekko ósmą sylabę czaru, po czym wrzasnął:
- Uciekać!
Chwilę później wybuch wstrząsnął miastem.
* * * * *
Lorem popatrzył, jak jeden z olbrzymów pada postrzelony z łuków. „Jak tak dalej pójdzie, to nie będę miał z kim walczyć.” pomyślał mocno zdenerwowany. Minsk wrzasnął:
- Liczy się jako jeden!
Nad miastem przeleciał mag i wypadł za murem.
Boo uśmiechnął się, i wyciągnął trzy butelki piwa:
- Może się pokrzepimy przed bitwą? – spytał.
- Nie trzeba – powiedzieli Minsk i Lorem. – Pokrzepiliśmy się HIK! – czknęli - wcześniej.
Nagle z lasu posypały się strzały.
* * * * *
Bhall spojrzał na Żelarę. Powiedział zezłoszczony:
- Elfy są jednostkami neutralnymi.
- Są zdenerwowane armią stworów przechodzących pod ich nosem. Same do mnie dołączyły –odparła Żelara, wskazując na elfy, które zmieniły kolor z szarego na niebieski, który oznacza obrońców Żelaznej Góry.
- Łucznicy ostrzał w las – powiedział Ham-mer.
Rzut kością. Trzy trafienia, jedna rana.
- Niesamowite! Trafiłeś drzewo – powiedziała złośliwie Żelara. Po czym dodała – Minsk i Lorem pod osłoną czterdziestu zbrojnych schodzą pod bramę. Boo zostaje na murze.
- Olbrzym wyrywa drzewo i rzuca nim w Boo. – mruknął Bhall.
- Magowie próbują zatrzymać się w powietrzu – odcięła się Żelara.
Rzut kością.
* * * * *
Gdy Boo zobaczył drzewo lecące w jego kierunku pomyślał, że to koniec. Prawie zemdlał ze szczęścia, kiedy drzewo przeleciało nad nim i rozbiło się o ziemię. Boo mimochodem zauważył, że to był dąb. Chwilę później wpadł na niego Ridcully. Obaj stoczyli się ze schodów.
* * * * *
Brama wygięła się i odleciała. Minsk najspokojniej w świecie otrzepał się z pyłu, po czym jeszcze spokojniej ciął toporem najbliższy szkielet.
- Lorem! Co powiesz na mały zakład? – krzyknął Minsk
- Niech będzie! O co chodzi? – spytał Lorem.
- Kto zabije więcej stworów, dostaje piwo!
Cały oddział z nową siłą zaczął młócić stwory.
Nad tą potyczką jeden z magów zatrzymał się w powietrzu i spojrzał w dół. Szybko zaczął odlatywać w kierunku Uniwersytetu.
* * * * *
Śmierć patrzył na wszystko, wskazując tylko kościstą ręką drogę duszom. Jako że o losy miasta walczą bogowie, Śmierć nie znał wyniku bitwy, ale wiedział, że zginie wiele istot. Tylko to jest ważne...
Daleko odezwał się grzmot, do złudzenia przypominający grzechot kości.
* * * * *
Ham-mer spojrzał triumfalnie na Bhalla:
- Tracisz trzydzieści wilkołaków! – krzyknął
- Ham-mer, wszedłeś tu nieproszony, wcisnąłeś się do gry z Wielką Armią, a teraz próbujesz mi zniszczyć moją Wielką Armię! – denerwował się Bhall.
Rzut kością.
- Oddział Bhalla został wyparty za mury – powiedziała Żelara – wzywam posiłki do murów, Boo schodzi na dół.
Magowie wracają do Uniwersytetu.
- Jaszczury szturmują bramę, olbrzymy ruszają na armię Hurka – odparł Bhall.
- Łucznicy strzelają do olbrzymów. Konni szarżują do bramy. - warknął Ham-mer.
Rzut kością.
* * * * *
Lorem znudzony walką w jednym miejscu wyskoczył za bramę. Popatrzył przez chwilę na szarżującą kawalerię i jaszczury, po czym szybko wrócił do reszty oddziału. Zaraz po nim wbiegły jaszczury, a po nim konni. Oba oddziały zatrzymały się na widok barbarzyńcy, który radośnie biegł z resztą drużyny i wbijał topór w najbliższego wroga. Z boku naparł na jaszczury Boo z małą kompanią strażników i z magiem uzbrojonym w okutą żelazem laskę. Minsk wrzasnął:
-Dwadzieścia siedem!
- Dwadzieścia sześć! – wrzasnął Lorem, po czym wyrównał wynik na najbliższym koniu.
* * * * *
Ham-mer spojrzał ze zdziwieniem na resztki swojej Wielkiej Armii. Olbrzymy dobijały właśnie ostatnich łuczników.
- Hurek nie żyje. Przegrałeś – powiedział Bhall.
- Ale... – zaczął Ham-mer ale Żelara przerwała mu:
- Takie są zasady.
Ham-mer spuścił głowę i odszedł.
Jedna z figurek uderzyła błyskawicą w figurkę olbrzyma.
Rzut kością.
* * * * *
Hurek patrzył na Śmierć, a Śmierć patrzył na Hurka. Wreszcie władca nie wytrzymał i spytał:
- Czy ja umarłem?
- NIE, PRZEZ PRZYPADEK JESTEŚ PRZEŹROCZYSTY I LATASZ – zadrwił Śmierć
- Skoro już nie żyję, powiedz mi kto wygra!? – zawołał Hurek udając, że nie usłyszał drwiny.
- A SKĄD MAM WIEDZIEĆ? – wzruszył ramionami Śmierć.
- Ty jesteś Śmiercią, tak? To chyba powinieneś znać się na tych sprawach!
- IDŹ TAM – powiedział Śmierć, wskazując mu bramę, która nagle pojawiła się wśród chmur.
- Dlaczego? – spytał Hurek.
- BO INACZEJ PÓJDZIESZ TAM – odpowiedział Śmierć, pokazując czerwoną twarz, która wyjrzała spod ziemi.
Hurek przekroczył bramę niebios.
* * * * *
Oddział przy bramie był zmęczony. Wszyscy ledwo wznosili miecze. Eee... to znaczy prawie wszyscy:
-Osiemdziesiąt cztery! – wrzasnął Minsk.
- Osiemdziesiąt pięć! – odkrzyknął Lorem.
- Siedemdziesiąt dziewięć! – ryknął Ridcully.
- Siedemdziesiąt osiem – zawołał Boo.
- Dosyć sterczenia tutaj! Do ataku! Wyprzemy ich stąd! – rozdarł się Minsk i rzucił się w przód.
* * * * *
Bhall spojrzał znużony na grupkę obrońców biegnących w jego kierunku. Zaczął recytować zaklęcie Ognistej Kuli. Po chwili pocisk poszybował na oddziałek. Barbarzyńca przeciął niedbale kulę na połowy, które znikły. Bhall był poirytowany. Oni wszyscy powinni być kupką popiołów. Wtedy zobaczył maga biegnącego razem z obrońcami. Nagle usłyszał głos, który niewątpliwie należał do krasnoluda:
- Nie liczy się jako wróg!
A potem Bhall już nic nie słyszał, bo Minsk dobiegł do niego ze swoim toporem. Poczuł tylko jeszcze dotyk stali na głowie.
* * * * *
Bogowie w milczeniu wpatrywali się w grupkę obrońców, atakujących dzielnie armię stworów.
- No cóż, ty też przegrałeś. – powiedziała wesoło Żelara.
- Racja – westchnął Bhall, patrząc jak krasnolud podcina ścięgno olbrzymowi, żeby go później dobić. Popatrzył na Żelarę.
- Gramy w coś innego? – spytał
- A znasz tą grę? – odpowiedziała Żelara, pokazując Bhallowi pudełko z napisem „ Droga nieumarłych”
- Chodzi w niej o to, że najpierw budujemy drogę – powiedziała Żelara, wyjmując kawałki drogi z pudełka. –
Później po jednej stronie drogi stawiamy nieumarłych, a po drugiej inną rasę. – Wyjęła figurki szkieletów i ludzi – Jak nazwiemy drogę? – spytała Bhalla.
- Trakt Śmierci - odparł Bhall, patrząc z rosnącym zaciekawieniem na grę.
- Po jednej stronie traktu Śmierci dajemy ludzi, a po drugiej trupy – powiedziała Żelara- i walczą ze sobą.
- Czemu? – Zapytał Bhall
- Bo ludzie wolą, gdy zmarli spokojnie gniją w grobach. – odparła Żelara – Gramy sami, czy zapraszamy więcej bogów?
- Sami – powiedział Bhall
Rzut kośćmi.
* * * * *
Boo i Lorem patrzyli ze smutkiem na Minska.
- Dlaczego odjeżdżasz? – Spytał Lorem.
- Ponieważ tutaj już nic mnie nie przyciąga. – wzruszył ramionami Minsk – Wojna się skończyła, więc idę dalej.
- W takim razie idę z tobą! – wrzasnął Lorem
- Ja też! – zawtórował mu Boo
- Skoro musicie... – Minsk znów wzruszył ramionami, po czym wskoczył na konia.
- Musimy!- wrzasnęli obaj i wskoczyli na swoje konie.
Ruszyli traktem Śmierci ku nowym przygodom.
* * * * *
Bhall patrzył długo na trzy postacie wjeżdżające na trakt od strony ludzi.
- To nie fair – jęknął – ty przywołałaś sobie bohaterów, a ja?
- Jak zginie ktoś po mojej stronie, możesz zrobić z niego nieumarłego. – Odpowiedziała Żelara.
- W takim razie wskrzeszam część obrońców Żelaznej Góry! – krzyknął triumfalnie Bhall.
Rzut kością.
Tak to już jest, że bogowie sterują naszymi losami. Kto wie, może kiedy to czytasz, planują następną bitwę z serii „ Wypleń czerwonoskórych”? A może mają zamiar sprawić, że zostaniesz zwycięzcą w Toto – lotka, a następnego dnia będziesz ograbiony przez złodzieja? Wszystko to jest możliwe...
WROCŁAWSKIE PROMOCJE TWÓRCZOŚCI MŁODYCH pod patronatem akcji "Cały Wrocław czyta dzieciom"

Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Uff... bardzo ambitna twórczość - jak na Sebastiana przystało, który to już w I klasie zachwycał się "Panem Tadeuszem" ;-) - a ja z niedowierzaniem pytałam o szczegóły... Pozdrawiam i nowej WENY na jeszcze piękniejsze słowa w myśli ubrane, bądź na odwrót - niech będzie! s. Renata
Błyskotliwe, dowcipne i jak przedmówczyni słusznie stwierdziła, ambitne opowiadanko, czekam na dalsze losy Minska....
Dodam, że autor jest równie oryginalny i nietuzinkowy jak jego twórczość;)
S.Sz-C
Dziękuję za docenienie mnie :D
Dalsza część przygód - być może będzie ^^
Prześlij komentarz