Nie tak dawno temu, nie za górami, nie za lasami, lecz w dużym mieście zwanym Wrocław, na początku poprzedniego wieku w jednej z kamienic na rynku żył bogaty człowiek zwany Leopold.
Mieszkał z ojcem i matką choć był już prawie dorosły. Jego ojciec -Henryk- był jednym z najbogatszych ludzi w mieście i liczyły się dla niego tylko pieniądze.
Leopold był zupełnie inny. Oceniał ludzi po ich charakterze i po tym, jacy byli i jak się zachowywali. Nie obchodziło go ile zarabiają ich ojcowie. Z tego też powodu znajomi Leopolda często byli niemile widziani w domu jego ojca, a i on sam wolał przebywać poza domem.
Pewnego dnia Leopold postanowił wybrać się na wieczorny spacer. Jak zawsze przechodził obok Kurzego Targu, lubił patrzeć i rozmawiać z ludźmi, którzy normalnie pracują i zarabiają. W końcu stwierdził, że ma już dość bogactwa. Postanowił kupić sobie jabłko, podszedł więc do stoiska i poprosił o nie sprzedawcę. Jednak nie był to zwykły sprzedawca, na którego Leopold popatrzyłby obojętnie. Była to piękna dziewczyna w jego wieku, z wyglądu trochę biedna, ale Leopold zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i tak się zapatrzył, że zapomniał, po co tam stoi.
- Przepraszam? Zapłaci pan za to jabłko? - spytała dziewczyna.
- Co? Ach, tak! - wyjął z kieszeni pieniądze – Proszę.
- Dziękuję. Kupuje pan coś jeszcze? - spytała dziewczyna, bo Leopold nadal tam stał i patrzył na nią.
- Nie. A może wybrałaby się pani ze mną na spacer?
- Nie wiem, czy mogę. Pracę kończę dopiero za pół godziny...a poza tym ja....
- Nie szkodzi. Poczekam.
Leopold zabrał nieznajomą na spacer. Szli powoli wybrzeżem, minęli Ostrów Tumski, najróżniejsze mosty i tak się zagadali że doszli aż za granice Wrocławia. Coraz rzadziej mijali domy, aż w końcu Kaja ( bo tak miał na imię nieznajoma) oświadczyła, że musi wracać, bo jest już późno, a na nią czekają jeszcze obowiązki. Oboje stwierdzili, że był to cudowny spacer i świetnie im się rozmawiało, jakby znali się od lat. Leopold odprowadził Kaję do domu (do nędznej kamienicy, w której wynajmowała mieszkanie) i wrócił do domu.
Od tej pory Kaja i Leopold spotykali się codziennie, chodzili na długie wieczorne spacery, śmiali się i rozmawiali. Szczęście jednak nie trwało długo. Po dwóch tygodniach ojciec Leopolda wziął go na poważną rozmowę.
- Leopoldzie, powiedz mi synu, gdzie chodzisz wieczorami, już od dłuższego czasu? Tyko proszę szczerze, jestem twoim ojcem, mam prawo wiedzieć.
- Na spacery. Chodzę wzdłuż Odry i wracam.
- Sam? - dociekał ojciec.
- Tak.
- Jak śmiesz mnie kłamać? - odrzekł Henryk- Służący widział cię wczoraj, jak idziesz za ręką z jakąś biedną dziewczyną!
- Tak ojcze. Masz rację, ale ja ją kocham i ona mnie też! Chcemy się pobrać!
- Nie ma mowy! Jeśli to zrobisz stracę reputację!
- Czyli Ojcze twoja reputacja jest ważniejsza niż szczęście własnego syna?!
- Jak śmiesz?! Zakazuję ci się z nią spotykać!
I tak skończyła się znajomość Kai i Leopolda, a przynajmniej tak myślał Henryk, zamykając syna w domu. Leopold chciał jednak dalej spotykać się z ukochaną i dzięki pomocy matki i służby, nocą nadal wymykał się z domu i spotykał z Kają.
Pewnego dnia do pokoju Leopolda wleciała Różowa Wróżka i dała mu radę:
„Jeśli chcesz nadal być z nią,
musisz zagadkę rozwikłać tą:
O pierwszej z nich dowiesz się,
Od pewnej osoby,
którą koło znanego ci targu znajdziesz,
nie jest wyjątkowa, ale gdy tam pójdziesz
rozwikłasz sam problem ten,
nie lękaj się, a znajdziesz ją.”
I po tych słowach, bez wyjaśnień od razu wyleciała zostawiając za sobą mnóstwo różowych gwiazd. Leopold zastanawiał się nad tym całą noc i rankiem pod nieobecność ojca poszedł na Kurzy Targ. Stanął tam i szukał owej osoby. Nagle za sobą usłyszał jakiś głos.
- To ty jesteś tym, który odda wszystko za anielską duszę Kai? - rzekła stara kobieta, żebraczka,
która zawsze siedziała na murku obok Hali Targowej.
- No chyba tak. A ja miałem znaleźć ciebie? To ty mi masz pomóc? - upewniał się Leopold.
- Tak to ja , ale za nim ja ci pomogę, ty musisz zrobić coś dla mnie.
- Co zechcesz, moja pani?
- Pójdziesz do Katedry, wejdziesz na szczyt wschodniej wieży i tam znajdziesz ukryte w cegłach niewielkie drzwi. Dostrzeżesz je dzięki temu magicznemu napojowi- wręcza Leopoldowi malutką flaszeczkę z niebieskim płynem- gdy go wypijesz, prześwietlisz wzrokiem cegły i zobaczysz owe zielone drzwi. Żebyś mógł się do nich łatwo dostać, dam ci też magiczny klucz, wystarczy, że dotkniesz nim cegieł, a one się rozpuszczą, wtedy za pomocą klucza wejdziesz do pomieszczenia, którego strzegły te drzwi i tam znajdziesz starą, magiczną księgę. Otworzysz ją na 686 stronie i wypowiesz zapisane tam zaklęcie. Gdy zrobisz to wszystko, zamknij drzwi i wróć do mnie. Będę czekać w tym samym miejscu. Dobrze?
- Oczywiście, zrobię jak każesz.
Leopold pobiegł do Katedry, wszedł na wschodnią wierzę i wykonał wszystkie polecenia według zaleceń kobiety. Klucz i magiczny płyn spisały się na medal. Potem wrócił na umówione miejsce, ale żebraczki tam nie było. Zamiast niej na murku siedziała młoda kobieta w pięknym stroju. Wyglądała zupełnie jak Różowa Wróżka, którą Leopold spotkał wcześniej, tylko jej suknia była błękitna. To ona się do niego odezwała.
- Dziękuję ci Leopoldzie. Wreszcie ktoś ściągnął ze mnie ten straszliwy czar.
- To ty?
- Tak to ja. Siedziałam na tym murku już 20 lat i nie mogłam się ruszyć, bo zły czarnoksiężnik rzucił na mnie straszliwy czar. Nikt nie chciał mi pomóc, ale ty się odważyłeś, więc teraz ja ci pomogę. - wytłumaczyła wróżka.
- A więc powiedz mi, co mam zrobić, żeby ojciec pozwolił mi być z Kają.
„Najpierw idź do Kościoła tego na Piasku,
pomódl się za ojca szczerze,
potem na najwyższy punkt Mostu Tumskiego wejdź,
napoju zielonego napij się,
i wykrzycz wszystkim, co czujesz i czego pragniesz,
gdy ktoś cię będzie ściągać próbował,
nie lękaj się i zeskocz wprost do wody”
- Pamiętaj, jak się zlękniesz i stracisz zaufanie do tej, którą kochasz, to czary prysną, a wybranki swej nigdy już nie ujrzysz - i to powiedziawszy wróżka wręczyła Leopoldowi flaszeczkę z zielonym płynem i odleciała zostawiwszy po sobie dym błękitnych gwiazd.
Leopold nie czekał ani chwili, nie słynął bowiem z odwagi, ale Kai ufał z całego serca. Pobiegł na Piasek, pomodlił się, wypił napój i zaczął wspinać się na most. Nie zląkł się ani razu, wszedł na szczyt mostu i zaczął krzyczeć.
- Kaja, wybranko moja! Kocham cię! Ojcze i tak się z nią ożenię, nie zabronisz mi! Obwieszczam wszystkim, że kocham Kaję i kochać będę zawsze! - Leopold stał na wąziutkiej deseczce i cudem się trzymając przy życiu darł się w niebogłosy, aż zbiegli się ludzie.
- Hej! Oszalał pan?! Zejdź że stamtąd! - krzyczeli wszyscy, ale Leopold ich nie słuchał. W końcu przybiegł jego ojciec.
- O matko wszechmogąca! Leopold, dziecko co ty wyprawiasz?! Niech go ktoś ściągnie!
Nagle kilkanaście osób zaczęło wchodzić na most. Leopold nie zastanawiając się skoczył i w tej właśnie chwili przyleciał Anioł, była to Kaja. Złapała Leopolda i przyfrunęli razem na most.
- Nie wierzyłam, że się odważysz - powiedziała Kaja.
- Dla ciebie wszystko bym zrobił! Kocham i ufam ci szczerze. - odparł Leopold.
I w tym momencie na serce Henryka zimne jak lód spłynęła fala miłości i ciepła, stał się on zupełnie innym człowiekiem. Zapomniał o wszystkim i pokochał Kaję, a od dziś pomagał także ludziom niezależnie od tego, ile mieli pieniędzy.
Kaja i Leopold wzięli ślub, zamieszkali razem u jego ojca i jak to często w bajkach bywa, wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A na znak tego pełnego miłości wydarzenia na nowo wzniesionym Moście Tumskim, na najwyższym jego punkcie, został wygrawerowany Anioł z Leopoldem w objęciach. Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się dobrze temu mostowi.
Nie tak dawno temu, nie za górami, nie za lasami, lecz w dużym mieście zwanym Wrocław, na początku poprzedniego wieku w jednej z kamienic na rynku żył bogaty człowiek zwany Leopold.
Mieszkał z ojcem i matką choć był już prawie dorosły. Jego ojciec -Henryk- był jednym z najbogatszych ludzi w mieście i liczyły się dla niego tylko pieniądze.
Leopold był zupełnie inny. Oceniał ludzi po ich charakterze i po tym, jacy byli i jak się zachowywali. Nie obchodziło go ile zarabiają ich ojcowie. Z tego też powodu znajomi Leopolda często byli niemile widziani w domu jego ojca, a i on sam wolał przebywać poza domem.
Pewnego dnia Leopold postanowił wybrać się na wieczorny spacer. Jak zawsze przechodził obok Kurzego Targu, lubił patrzeć i rozmawiać z ludźmi, którzy normalnie pracują i zarabiają. W końcu stwierdził, że ma już dość bogactwa. Postanowił kupić sobie jabłko, podszedł więc do stoiska i poprosił o nie sprzedawcę. Jednak nie był to zwykły sprzedawca, na którego Leopold popatrzyłby obojętnie. Była to piękna dziewczyna w jego wieku, z wyglądu trochę biedna, ale Leopold zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i tak się zapatrzył, że zapomniał, po co tam stoi.
- Przepraszam? Zapłaci pan za to jabłko? - spytała dziewczyna.
- Co? Ach, tak! - wyjął z kieszeni pieniądze – Proszę.
- Dziękuję. Kupuje pan coś jeszcze? - spytała dziewczyna, bo Leopold nadal tam stał i patrzył na nią.
- Nie. A może wybrałaby się pani ze mną na spacer?
- Nie wiem, czy mogę. Pracę kończę dopiero za pół godziny...a poza tym ja....
- Nie szkodzi. Poczekam.
Leopold zabrał nieznajomą na spacer. Szli powoli wybrzeżem, minęli Ostrów Tumski, najróżniejsze mosty i tak się zagadali że doszli aż za granice Wrocławia. Coraz rzadziej mijali domy, aż w końcu Kaja ( bo tak miał na imię nieznajoma) oświadczyła, że musi wracać, bo jest już późno, a na nią czekają jeszcze obowiązki. Oboje stwierdzili, że był to cudowny spacer i świetnie im się rozmawiało, jakby znali się od lat. Leopold odprowadził Kaję do domu (do nędznej kamienicy, w której wynajmowała mieszkanie) i wrócił do domu.
Od tej pory Kaja i Leopold spotykali się codziennie, chodzili na długie wieczorne spacery, śmiali się i rozmawiali. Szczęście jednak nie trwało długo. Po dwóch tygodniach ojciec Leopolda wziął go na poważną rozmowę.
- Leopoldzie, powiedz mi synu, gdzie chodzisz wieczorami, już od dłuższego czasu? Tyko proszę szczerze, jestem twoim ojcem, mam prawo wiedzieć.
- Na spacery. Chodzę wzdłuż Odry i wracam.
- Sam? - dociekał ojciec.
- Tak.
- Jak śmiesz mnie kłamać? - odrzekł Henryk- Służący widział cię wczoraj, jak idziesz za ręką z jakąś biedną dziewczyną!
- Tak ojcze. Masz rację, ale ja ją kocham i ona mnie też! Chcemy się pobrać!
- Nie ma mowy! Jeśli to zrobisz stracę reputację!
- Czyli Ojcze twoja reputacja jest ważniejsza niż szczęście własnego syna?!
- Jak śmiesz?! Zakazuję ci się z nią spotykać!
I tak skończyła się znajomość Kai i Leopolda, a przynajmniej tak myślał Henryk, zamykając syna w domu. Leopold chciał jednak dalej spotykać się z ukochaną i dzięki pomocy matki i służby, nocą nadal wymykał się z domu i spotykał z Kają.
Pewnego dnia do pokoju Leopolda wleciała Różowa Wróżka i dała mu radę:
„Jeśli chcesz nadal być z nią,
musisz zagadkę rozwikłać tą:
O pierwszej z nich dowiesz się,
Od pewnej osoby,
którą koło znanego ci targu znajdziesz,
nie jest wyjątkowa, ale gdy tam pójdziesz
rozwikłasz sam problem ten,
nie lękaj się, a znajdziesz ją.”
I po tych słowach, bez wyjaśnień od razu wyleciała zostawiając za sobą mnóstwo różowych gwiazd. Leopold zastanawiał się nad tym całą noc i rankiem pod nieobecność ojca poszedł na Kurzy Targ. Stanął tam i szukał owej osoby. Nagle za sobą usłyszał jakiś głos.
- To ty jesteś tym, który odda wszystko za anielską duszę Kai? - rzekła stara kobieta, żebraczka,
która zawsze siedziała na murku obok Hali Targowej.
- No chyba tak. A ja miałem znaleźć ciebie? To ty mi masz pomóc? - upewniał się Leopold.
- Tak to ja , ale za nim ja ci pomogę, ty musisz zrobić coś dla mnie.
- Co zechcesz, moja pani?
- Pójdziesz do Katedry, wejdziesz na szczyt wschodniej wieży i tam znajdziesz ukryte w cegłach niewielkie drzwi. Dostrzeżesz je dzięki temu magicznemu napojowi- wręcza Leopoldowi malutką flaszeczkę z niebieskim płynem- gdy go wypijesz, prześwietlisz wzrokiem cegły i zobaczysz owe zielone drzwi. Żebyś mógł się do nich łatwo dostać, dam ci też magiczny klucz, wystarczy, że dotkniesz nim cegieł, a one się rozpuszczą, wtedy za pomocą klucza wejdziesz do pomieszczenia, którego strzegły te drzwi i tam znajdziesz starą, magiczną księgę. Otworzysz ją na 686 stronie i wypowiesz zapisane tam zaklęcie. Gdy zrobisz to wszystko, zamknij drzwi i wróć do mnie. Będę czekać w tym samym miejscu. Dobrze?
- Oczywiście, zrobię jak każesz.
Leopold pobiegł do Katedry, wszedł na wschodnią wierzę i wykonał wszystkie polecenia według zaleceń kobiety. Klucz i magiczny płyn spisały się na medal. Potem wrócił na umówione miejsce, ale żebraczki tam nie było. Zamiast niej na murku siedziała młoda kobieta w pięknym stroju. Wyglądała zupełnie jak Różowa Wróżka, którą Leopold spotkał wcześniej, tylko jej suknia była błękitna. To ona się do niego odezwała.
- Dziękuję ci Leopoldzie. Wreszcie ktoś ściągnął ze mnie ten straszliwy czar.
- To ty?
- Tak to ja. Siedziałam na tym murku już 20 lat i nie mogłam się ruszyć, bo zły czarnoksiężnik rzucił na mnie straszliwy czar. Nikt nie chciał mi pomóc, ale ty się odważyłeś, więc teraz ja ci pomogę. - wytłumaczyła wróżka.
- A więc powiedz mi, co mam zrobić, żeby ojciec pozwolił mi być z Kają.
„Najpierw idź do Kościoła tego na Piasku,
pomódl się za ojca szczerze,
potem na najwyższy punkt Mostu Tumskiego wejdź,
napoju zielonego napij się,
i wykrzycz wszystkim, co czujesz i czego pragniesz,
gdy ktoś cię będzie ściągać próbował,
nie lękaj się i zeskocz wprost do wody”
- Pamiętaj, jak się zlękniesz i stracisz zaufanie do tej, którą kochasz, to czary prysną, a wybranki swej nigdy już nie ujrzysz - i to powiedziawszy wróżka wręczyła Leopoldowi flaszeczkę z zielonym płynem i odleciała zostawiwszy po sobie dym błękitnych gwiazd.
Leopold nie czekał ani chwili, nie słynął bowiem z odwagi, ale Kai ufał z całego serca. Pobiegł na Piasek, pomodlił się, wypił napój i zaczął wspinać się na most. Nie zląkł się ani razu, wszedł na szczyt mostu i zaczął krzyczeć.
- Kaja, wybranko moja! Kocham cię! Ojcze i tak się z nią ożenię, nie zabronisz mi! Obwieszczam wszystkim, że kocham Kaję i kochać będę zawsze! - Leopold stał na wąziutkiej deseczce i cudem się trzymając przy życiu darł się w niebogłosy, aż zbiegli się ludzie.
- Hej! Oszalał pan?! Zejdź że stamtąd! - krzyczeli wszyscy, ale Leopold ich nie słuchał. W końcu przybiegł jego ojciec.
- O matko wszechmogąca! Leopold, dziecko co ty wyprawiasz?! Niech go ktoś ściągnie!
Nagle kilkanaście osób zaczęło wchodzić na most. Leopold nie zastanawiając się skoczył i w tej właśnie chwili przyleciał Anioł, była to Kaja. Złapała Leopolda i przyfrunęli razem na most.
- Nie wierzyłam, że się odważysz - powiedziała Kaja.
- Dla ciebie wszystko bym zrobił! Kocham i ufam ci szczerze. - odparł Leopold.
I w tym momencie na serce Henryka zimne jak lód spłynęła fala miłości i ciepła, stał się on zupełnie innym człowiekiem. Zapomniał o wszystkim i pokochał Kaję, a od dziś pomagał także ludziom niezależnie od tego, ile mieli pieniędzy.
Kaja i Leopold wzięli ślub, zamieszkali razem u jego ojca i jak to często w bajkach bywa, wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A na znak tego pełnego miłości wydarzenia na nowo wzniesionym Moście Tumskim, na najwyższym jego punkcie, został wygrawerowany Anioł z Leopoldem w objęciach. Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się dobrze temu mostowi.
Mieszkał z ojcem i matką choć był już prawie dorosły. Jego ojciec -Henryk- był jednym z najbogatszych ludzi w mieście i liczyły się dla niego tylko pieniądze.
Leopold był zupełnie inny. Oceniał ludzi po ich charakterze i po tym, jacy byli i jak się zachowywali. Nie obchodziło go ile zarabiają ich ojcowie. Z tego też powodu znajomi Leopolda często byli niemile widziani w domu jego ojca, a i on sam wolał przebywać poza domem.
Pewnego dnia Leopold postanowił wybrać się na wieczorny spacer. Jak zawsze przechodził obok Kurzego Targu, lubił patrzeć i rozmawiać z ludźmi, którzy normalnie pracują i zarabiają. W końcu stwierdził, że ma już dość bogactwa. Postanowił kupić sobie jabłko, podszedł więc do stoiska i poprosił o nie sprzedawcę. Jednak nie był to zwykły sprzedawca, na którego Leopold popatrzyłby obojętnie. Była to piękna dziewczyna w jego wieku, z wyglądu trochę biedna, ale Leopold zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i tak się zapatrzył, że zapomniał, po co tam stoi.
- Przepraszam? Zapłaci pan za to jabłko? - spytała dziewczyna.
- Co? Ach, tak! - wyjął z kieszeni pieniądze – Proszę.
- Dziękuję. Kupuje pan coś jeszcze? - spytała dziewczyna, bo Leopold nadal tam stał i patrzył na nią.
- Nie. A może wybrałaby się pani ze mną na spacer?
- Nie wiem, czy mogę. Pracę kończę dopiero za pół godziny...a poza tym ja....
- Nie szkodzi. Poczekam.
Leopold zabrał nieznajomą na spacer. Szli powoli wybrzeżem, minęli Ostrów Tumski, najróżniejsze mosty i tak się zagadali że doszli aż za granice Wrocławia. Coraz rzadziej mijali domy, aż w końcu Kaja ( bo tak miał na imię nieznajoma) oświadczyła, że musi wracać, bo jest już późno, a na nią czekają jeszcze obowiązki. Oboje stwierdzili, że był to cudowny spacer i świetnie im się rozmawiało, jakby znali się od lat. Leopold odprowadził Kaję do domu (do nędznej kamienicy, w której wynajmowała mieszkanie) i wrócił do domu.
Od tej pory Kaja i Leopold spotykali się codziennie, chodzili na długie wieczorne spacery, śmiali się i rozmawiali. Szczęście jednak nie trwało długo. Po dwóch tygodniach ojciec Leopolda wziął go na poważną rozmowę.
- Leopoldzie, powiedz mi synu, gdzie chodzisz wieczorami, już od dłuższego czasu? Tyko proszę szczerze, jestem twoim ojcem, mam prawo wiedzieć.
- Na spacery. Chodzę wzdłuż Odry i wracam.
- Sam? - dociekał ojciec.
- Tak.
- Jak śmiesz mnie kłamać? - odrzekł Henryk- Służący widział cię wczoraj, jak idziesz za ręką z jakąś biedną dziewczyną!
- Tak ojcze. Masz rację, ale ja ją kocham i ona mnie też! Chcemy się pobrać!
- Nie ma mowy! Jeśli to zrobisz stracę reputację!
- Czyli Ojcze twoja reputacja jest ważniejsza niż szczęście własnego syna?!
- Jak śmiesz?! Zakazuję ci się z nią spotykać!
I tak skończyła się znajomość Kai i Leopolda, a przynajmniej tak myślał Henryk, zamykając syna w domu. Leopold chciał jednak dalej spotykać się z ukochaną i dzięki pomocy matki i służby, nocą nadal wymykał się z domu i spotykał z Kają.
Pewnego dnia do pokoju Leopolda wleciała Różowa Wróżka i dała mu radę:
„Jeśli chcesz nadal być z nią,
musisz zagadkę rozwikłać tą:
O pierwszej z nich dowiesz się,
Od pewnej osoby,
którą koło znanego ci targu znajdziesz,
nie jest wyjątkowa, ale gdy tam pójdziesz
rozwikłasz sam problem ten,
nie lękaj się, a znajdziesz ją.”
I po tych słowach, bez wyjaśnień od razu wyleciała zostawiając za sobą mnóstwo różowych gwiazd. Leopold zastanawiał się nad tym całą noc i rankiem pod nieobecność ojca poszedł na Kurzy Targ. Stanął tam i szukał owej osoby. Nagle za sobą usłyszał jakiś głos.
- To ty jesteś tym, który odda wszystko za anielską duszę Kai? - rzekła stara kobieta, żebraczka,
która zawsze siedziała na murku obok Hali Targowej.
- No chyba tak. A ja miałem znaleźć ciebie? To ty mi masz pomóc? - upewniał się Leopold.
- Tak to ja , ale za nim ja ci pomogę, ty musisz zrobić coś dla mnie.
- Co zechcesz, moja pani?
- Pójdziesz do Katedry, wejdziesz na szczyt wschodniej wieży i tam znajdziesz ukryte w cegłach niewielkie drzwi. Dostrzeżesz je dzięki temu magicznemu napojowi- wręcza Leopoldowi malutką flaszeczkę z niebieskim płynem- gdy go wypijesz, prześwietlisz wzrokiem cegły i zobaczysz owe zielone drzwi. Żebyś mógł się do nich łatwo dostać, dam ci też magiczny klucz, wystarczy, że dotkniesz nim cegieł, a one się rozpuszczą, wtedy za pomocą klucza wejdziesz do pomieszczenia, którego strzegły te drzwi i tam znajdziesz starą, magiczną księgę. Otworzysz ją na 686 stronie i wypowiesz zapisane tam zaklęcie. Gdy zrobisz to wszystko, zamknij drzwi i wróć do mnie. Będę czekać w tym samym miejscu. Dobrze?
- Oczywiście, zrobię jak każesz.
Leopold pobiegł do Katedry, wszedł na wschodnią wierzę i wykonał wszystkie polecenia według zaleceń kobiety. Klucz i magiczny płyn spisały się na medal. Potem wrócił na umówione miejsce, ale żebraczki tam nie było. Zamiast niej na murku siedziała młoda kobieta w pięknym stroju. Wyglądała zupełnie jak Różowa Wróżka, którą Leopold spotkał wcześniej, tylko jej suknia była błękitna. To ona się do niego odezwała.
- Dziękuję ci Leopoldzie. Wreszcie ktoś ściągnął ze mnie ten straszliwy czar.
- To ty?
- Tak to ja. Siedziałam na tym murku już 20 lat i nie mogłam się ruszyć, bo zły czarnoksiężnik rzucił na mnie straszliwy czar. Nikt nie chciał mi pomóc, ale ty się odważyłeś, więc teraz ja ci pomogę. - wytłumaczyła wróżka.
- A więc powiedz mi, co mam zrobić, żeby ojciec pozwolił mi być z Kają.
„Najpierw idź do Kościoła tego na Piasku,
pomódl się za ojca szczerze,
potem na najwyższy punkt Mostu Tumskiego wejdź,
napoju zielonego napij się,
i wykrzycz wszystkim, co czujesz i czego pragniesz,
gdy ktoś cię będzie ściągać próbował,
nie lękaj się i zeskocz wprost do wody”
- Pamiętaj, jak się zlękniesz i stracisz zaufanie do tej, którą kochasz, to czary prysną, a wybranki swej nigdy już nie ujrzysz - i to powiedziawszy wróżka wręczyła Leopoldowi flaszeczkę z zielonym płynem i odleciała zostawiwszy po sobie dym błękitnych gwiazd.
Leopold nie czekał ani chwili, nie słynął bowiem z odwagi, ale Kai ufał z całego serca. Pobiegł na Piasek, pomodlił się, wypił napój i zaczął wspinać się na most. Nie zląkł się ani razu, wszedł na szczyt mostu i zaczął krzyczeć.
- Kaja, wybranko moja! Kocham cię! Ojcze i tak się z nią ożenię, nie zabronisz mi! Obwieszczam wszystkim, że kocham Kaję i kochać będę zawsze! - Leopold stał na wąziutkiej deseczce i cudem się trzymając przy życiu darł się w niebogłosy, aż zbiegli się ludzie.
- Hej! Oszalał pan?! Zejdź że stamtąd! - krzyczeli wszyscy, ale Leopold ich nie słuchał. W końcu przybiegł jego ojciec.
- O matko wszechmogąca! Leopold, dziecko co ty wyprawiasz?! Niech go ktoś ściągnie!
Nagle kilkanaście osób zaczęło wchodzić na most. Leopold nie zastanawiając się skoczył i w tej właśnie chwili przyleciał Anioł, była to Kaja. Złapała Leopolda i przyfrunęli razem na most.
- Nie wierzyłam, że się odważysz - powiedziała Kaja.
- Dla ciebie wszystko bym zrobił! Kocham i ufam ci szczerze. - odparł Leopold.
I w tym momencie na serce Henryka zimne jak lód spłynęła fala miłości i ciepła, stał się on zupełnie innym człowiekiem. Zapomniał o wszystkim i pokochał Kaję, a od dziś pomagał także ludziom niezależnie od tego, ile mieli pieniędzy.
Kaja i Leopold wzięli ślub, zamieszkali razem u jego ojca i jak to często w bajkach bywa, wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A na znak tego pełnego miłości wydarzenia na nowo wzniesionym Moście Tumskim, na najwyższym jego punkcie, został wygrawerowany Anioł z Leopoldem w objęciach. Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się dobrze temu mostowi.
Nie tak dawno temu, nie za górami, nie za lasami, lecz w dużym mieście zwanym Wrocław, na początku poprzedniego wieku w jednej z kamienic na rynku żył bogaty człowiek zwany Leopold.
Mieszkał z ojcem i matką choć był już prawie dorosły. Jego ojciec -Henryk- był jednym z najbogatszych ludzi w mieście i liczyły się dla niego tylko pieniądze.
Leopold był zupełnie inny. Oceniał ludzi po ich charakterze i po tym, jacy byli i jak się zachowywali. Nie obchodziło go ile zarabiają ich ojcowie. Z tego też powodu znajomi Leopolda często byli niemile widziani w domu jego ojca, a i on sam wolał przebywać poza domem.
Pewnego dnia Leopold postanowił wybrać się na wieczorny spacer. Jak zawsze przechodził obok Kurzego Targu, lubił patrzeć i rozmawiać z ludźmi, którzy normalnie pracują i zarabiają. W końcu stwierdził, że ma już dość bogactwa. Postanowił kupić sobie jabłko, podszedł więc do stoiska i poprosił o nie sprzedawcę. Jednak nie był to zwykły sprzedawca, na którego Leopold popatrzyłby obojętnie. Była to piękna dziewczyna w jego wieku, z wyglądu trochę biedna, ale Leopold zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i tak się zapatrzył, że zapomniał, po co tam stoi.
- Przepraszam? Zapłaci pan za to jabłko? - spytała dziewczyna.
- Co? Ach, tak! - wyjął z kieszeni pieniądze – Proszę.
- Dziękuję. Kupuje pan coś jeszcze? - spytała dziewczyna, bo Leopold nadal tam stał i patrzył na nią.
- Nie. A może wybrałaby się pani ze mną na spacer?
- Nie wiem, czy mogę. Pracę kończę dopiero za pół godziny...a poza tym ja....
- Nie szkodzi. Poczekam.
Leopold zabrał nieznajomą na spacer. Szli powoli wybrzeżem, minęli Ostrów Tumski, najróżniejsze mosty i tak się zagadali że doszli aż za granice Wrocławia. Coraz rzadziej mijali domy, aż w końcu Kaja ( bo tak miał na imię nieznajoma) oświadczyła, że musi wracać, bo jest już późno, a na nią czekają jeszcze obowiązki. Oboje stwierdzili, że był to cudowny spacer i świetnie im się rozmawiało, jakby znali się od lat. Leopold odprowadził Kaję do domu (do nędznej kamienicy, w której wynajmowała mieszkanie) i wrócił do domu.
Od tej pory Kaja i Leopold spotykali się codziennie, chodzili na długie wieczorne spacery, śmiali się i rozmawiali. Szczęście jednak nie trwało długo. Po dwóch tygodniach ojciec Leopolda wziął go na poważną rozmowę.
- Leopoldzie, powiedz mi synu, gdzie chodzisz wieczorami, już od dłuższego czasu? Tyko proszę szczerze, jestem twoim ojcem, mam prawo wiedzieć.
- Na spacery. Chodzę wzdłuż Odry i wracam.
- Sam? - dociekał ojciec.
- Tak.
- Jak śmiesz mnie kłamać? - odrzekł Henryk- Służący widział cię wczoraj, jak idziesz za ręką z jakąś biedną dziewczyną!
- Tak ojcze. Masz rację, ale ja ją kocham i ona mnie też! Chcemy się pobrać!
- Nie ma mowy! Jeśli to zrobisz stracę reputację!
- Czyli Ojcze twoja reputacja jest ważniejsza niż szczęście własnego syna?!
- Jak śmiesz?! Zakazuję ci się z nią spotykać!
I tak skończyła się znajomość Kai i Leopolda, a przynajmniej tak myślał Henryk, zamykając syna w domu. Leopold chciał jednak dalej spotykać się z ukochaną i dzięki pomocy matki i służby, nocą nadal wymykał się z domu i spotykał z Kają.
Pewnego dnia do pokoju Leopolda wleciała Różowa Wróżka i dała mu radę:
„Jeśli chcesz nadal być z nią,
musisz zagadkę rozwikłać tą:
O pierwszej z nich dowiesz się,
Od pewnej osoby,
którą koło znanego ci targu znajdziesz,
nie jest wyjątkowa, ale gdy tam pójdziesz
rozwikłasz sam problem ten,
nie lękaj się, a znajdziesz ją.”
I po tych słowach, bez wyjaśnień od razu wyleciała zostawiając za sobą mnóstwo różowych gwiazd. Leopold zastanawiał się nad tym całą noc i rankiem pod nieobecność ojca poszedł na Kurzy Targ. Stanął tam i szukał owej osoby. Nagle za sobą usłyszał jakiś głos.
- To ty jesteś tym, który odda wszystko za anielską duszę Kai? - rzekła stara kobieta, żebraczka,
która zawsze siedziała na murku obok Hali Targowej.
- No chyba tak. A ja miałem znaleźć ciebie? To ty mi masz pomóc? - upewniał się Leopold.
- Tak to ja , ale za nim ja ci pomogę, ty musisz zrobić coś dla mnie.
- Co zechcesz, moja pani?
- Pójdziesz do Katedry, wejdziesz na szczyt wschodniej wieży i tam znajdziesz ukryte w cegłach niewielkie drzwi. Dostrzeżesz je dzięki temu magicznemu napojowi- wręcza Leopoldowi malutką flaszeczkę z niebieskim płynem- gdy go wypijesz, prześwietlisz wzrokiem cegły i zobaczysz owe zielone drzwi. Żebyś mógł się do nich łatwo dostać, dam ci też magiczny klucz, wystarczy, że dotkniesz nim cegieł, a one się rozpuszczą, wtedy za pomocą klucza wejdziesz do pomieszczenia, którego strzegły te drzwi i tam znajdziesz starą, magiczną księgę. Otworzysz ją na 686 stronie i wypowiesz zapisane tam zaklęcie. Gdy zrobisz to wszystko, zamknij drzwi i wróć do mnie. Będę czekać w tym samym miejscu. Dobrze?
- Oczywiście, zrobię jak każesz.
Leopold pobiegł do Katedry, wszedł na wschodnią wierzę i wykonał wszystkie polecenia według zaleceń kobiety. Klucz i magiczny płyn spisały się na medal. Potem wrócił na umówione miejsce, ale żebraczki tam nie było. Zamiast niej na murku siedziała młoda kobieta w pięknym stroju. Wyglądała zupełnie jak Różowa Wróżka, którą Leopold spotkał wcześniej, tylko jej suknia była błękitna. To ona się do niego odezwała.
- Dziękuję ci Leopoldzie. Wreszcie ktoś ściągnął ze mnie ten straszliwy czar.
- To ty?
- Tak to ja. Siedziałam na tym murku już 20 lat i nie mogłam się ruszyć, bo zły czarnoksiężnik rzucił na mnie straszliwy czar. Nikt nie chciał mi pomóc, ale ty się odważyłeś, więc teraz ja ci pomogę. - wytłumaczyła wróżka.
- A więc powiedz mi, co mam zrobić, żeby ojciec pozwolił mi być z Kają.
„Najpierw idź do Kościoła tego na Piasku,
pomódl się za ojca szczerze,
potem na najwyższy punkt Mostu Tumskiego wejdź,
napoju zielonego napij się,
i wykrzycz wszystkim, co czujesz i czego pragniesz,
gdy ktoś cię będzie ściągać próbował,
nie lękaj się i zeskocz wprost do wody”
- Pamiętaj, jak się zlękniesz i stracisz zaufanie do tej, którą kochasz, to czary prysną, a wybranki swej nigdy już nie ujrzysz - i to powiedziawszy wróżka wręczyła Leopoldowi flaszeczkę z zielonym płynem i odleciała zostawiwszy po sobie dym błękitnych gwiazd.
Leopold nie czekał ani chwili, nie słynął bowiem z odwagi, ale Kai ufał z całego serca. Pobiegł na Piasek, pomodlił się, wypił napój i zaczął wspinać się na most. Nie zląkł się ani razu, wszedł na szczyt mostu i zaczął krzyczeć.
- Kaja, wybranko moja! Kocham cię! Ojcze i tak się z nią ożenię, nie zabronisz mi! Obwieszczam wszystkim, że kocham Kaję i kochać będę zawsze! - Leopold stał na wąziutkiej deseczce i cudem się trzymając przy życiu darł się w niebogłosy, aż zbiegli się ludzie.
- Hej! Oszalał pan?! Zejdź że stamtąd! - krzyczeli wszyscy, ale Leopold ich nie słuchał. W końcu przybiegł jego ojciec.
- O matko wszechmogąca! Leopold, dziecko co ty wyprawiasz?! Niech go ktoś ściągnie!
Nagle kilkanaście osób zaczęło wchodzić na most. Leopold nie zastanawiając się skoczył i w tej właśnie chwili przyleciał Anioł, była to Kaja. Złapała Leopolda i przyfrunęli razem na most.
- Nie wierzyłam, że się odważysz - powiedziała Kaja.
- Dla ciebie wszystko bym zrobił! Kocham i ufam ci szczerze. - odparł Leopold.
I w tym momencie na serce Henryka zimne jak lód spłynęła fala miłości i ciepła, stał się on zupełnie innym człowiekiem. Zapomniał o wszystkim i pokochał Kaję, a od dziś pomagał także ludziom niezależnie od tego, ile mieli pieniędzy.
Kaja i Leopold wzięli ślub, zamieszkali razem u jego ojca i jak to często w bajkach bywa, wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A na znak tego pełnego miłości wydarzenia na nowo wzniesionym Moście Tumskim, na najwyższym jego punkcie, został wygrawerowany Anioł z Leopoldem w objęciach. Nie wierzycie? To przyjrzyjcie się dobrze temu mostowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz