WROCŁAWSKIE PROMOCJE TWÓRCZOŚCI MŁODYCH pod patronatem akcji "Cały Wrocław czyta dzieciom"


11.02.2009

Jak naprawdę było z Obieżysmakiem, czyli moja wrocławska baśń

Patryk Fałat

Siedemset lat temu żył pewien krasnal. Na imię miał Obieżysmak. Nie umiał wprawdzie dobrze gotować, ale bardzo lubił kosztować różne potrawy. Pewnego dnia Obieżysmak wybrał się do „ Piwnicy Świdnickiej” – najstarszej restauracji w Europie. Chciał zamówić jakieś pyszne danie. Zawołał:
- Poproszę smażoną na maśle szynkę i dobrze wypieczony chleb z chrupiącą skórką.
Po chwili zza blatu wyłoniła się piękna dziewczyna. Miała wielką czapkę z niebieskim pomponem oraz czarny fartuch. Była podobna do nimfy. W lewej ręce niosła talerz, na którym była szynka na maśle oraz gruba pajda chleba, a w drugiej - duży puchar wypełniony po brzegi sokiem malinowym. Obieżysmak wydał z siebie okrzyk zdumienia. Od razu zaczął rozmowę z uroczą dziewczyną:
- Dzień dobry! Jak ci na imię, śliczna nieznajoma?
A ta mu odparła jedwabistym głosem:
- Witam szanownego krasnala. Na imię mi Marta. Od dwustu lat serwuję w „Piwnicy Świdnickiej” najlepsze, najsmaczniejsze dania kuchni polskiej i niemieckiej. Grywam też na harfie i na flecie. Obieżysmak zaprosił Martę na kolację, którą sam miał przygotować. Dziewczyna zgodziła się na to spotkanie i oznajmiła, że przybędzie do niego wieczorem o dwudziestej. Krasnal zjadł ze smakiem podane przez kelnerkę dania, pięknie podziękował, zapłacił i wymaszerował szybkim krokiem z gospody w kierunku swojego domu. Podczas spaceru zastanawiał się, co będzie mógł podać Marcie na kolację. Wiedział już, że lubi pyszne a zarazem proste dania. Kiedy Obieżysmak przyrządzał soczewicę z kaszą, rozległo się głośne pukanie do drzwi. W progu stał jego młodszy brat, Pracz, który miał zaledwie sześćset lat. Zdziwiony Obieżysmak zaprosił gościa do środka i powiedział:
- Witaj Praczu! Czuj się jak u siebie w domu – i poszedł do kuchni doprawić przygotowywaną potrawę. Obieżysmak gotował dania, które nigdy nie gościły na jego stole. Po chwili Pracz zapytał go:
- Będziesz miał gościa? Pewnie zaprosiłeś na dzisiejszy wieczór jakąś piękną pannę i chcesz, żebym poszedł pozwiedzać piękny Wrocław?
- Tak, mój bracie. Jest to dla mnie bardzo ważne spotkanie – powiedział Obieżysmak, wycierając brudne ręce w fartuch. – Kiedy jadłem obiad w „ Piwnicy Świdnickiej”, spotkałem piękną dziewczynę. Miała kruczoczarne włosy, lekko opadające na ramiona i wspaniały uśmiech. Wyglądała ślicznie! – krzyknął brat Pracza.
- Widzę, że jesteś naprawdę zakochany. Dobrze, pójdę pozwiedzać. Będę około jedenastej wieczorem. Nie chcę ci przeszkadzać w zdobyciu serca tej uroczej dziewczyny. Kupić ci coś bracie?
- Możesz kupić piękny, ale skromny bukiet róż.
Po tych słowach Pracz poszedł, a Obieżysmak mógł spokojnie ugotować kolację dla dwóch osób.Godziny mijały, a krasnal nadal siedział w kuchni, przygotowując smaczne potrawy. Około godziny dziewiętnastej wpadł zdyszany Pracz. Powiedział tylko, że przyniósł kwiaty,
o które prosił Obieżysmak. Po chwili już go nie było w domu.Czas biegł strasznie szybko. Krasnal ubrał najlepszy frak, białą muchę i lśniące buciki. Bał się, że popełni jakiś nietakt, a Marta obrazi się na niego śmiertelnie.Wraz z ostatnim uderzeniem zegara rozległo się słabe pukanie do drzwi. Obieżysmak, cały w skowronkach, poszedł otworzyć. Była to Marta, która ubrała się w czerwoną, wieczorową kreację. Wokół szyi zakręciła szal wykonany z czerwonego jedwabiu. Obieżysmak prawie zagwizdał z zachwytu, ale w porę „ugryzł się w język”.Ujął szarmancko dłoń Marty i zaprosił do stołu, który uginał się od wspaniałych potraw. Odsunął krzesło i wskazał je dłonią, aby jego dziewczyna na nim usiadła. Potem wręczył jej kwiaty i uśmiechnął się. Trochę zawstydzona Marta podziękowała zachrypniętym z wrażenia głosem.Podczas jedzenia rozmawiali ze sobą na różne tematy.
- Marto, czy ty mnie kochasz ? – zapytał nagle Obieżysmak
Dziewczynie omal nie wypadł z ręki widelec. Zaczerwieniła się i spuściła oczy:
- Muszę ci coś wyznać. Nie powiedziałam, że mam męża i dwójkę dzieci. Myślałam, że nie przyjdzie ci do głowy taka rzecz, ale najwyraźniej się myliłam. Ty jednak dopuszczasz do siebie myśl o miłości do mnie. Przykro mi, ja kocham męża i dlatego muszę się już pożegnać. Dziękuję za kolację, była pyszna – wstała i podeszła do drzwi. – Dobranoc.
Obieżysmak nie wierzył własnym uszom. Wybiegł szybko z domu i chciał dogonić Martę. Biegł jak na złamanie karku. W tłumie rozpoznał ją – niedoszłą narzeczoną. Rzucił się w stronę dziewczyny. Biegł, potrącając ludzi i niszcząc stragany. Zmęczony oparł się o parapet okna jakiejś karczmy czy gospody, na którym leżały porozrzucane talerze oraz łyżki. Chcąc zwrócić na siebie uwagę, zaczął śpiewać miłosne serenady. Marta nawet na niego nie popatrzyła, nie obejrzała się, odeszła.
Mijały dnie i noce. Obieżysmak ciągle śpiewał i wypatrywał ukochanej. Przed nim zbierały się tłumy i rzucały pieniądze do talerza, leżącego na parapecie. W pewnym momencie pieśń się urwała, ktoś zauważył, że krasnal nie rusza się. Zastygł w cierpieniu. Nikt nie mógł mu pomóc. Skonał z miłości do Marty – pięknej kelnerki z „ Piwnicy Świdnickiej”.
Do dziś krasnal Obieżysmak leży nieruchomy jak kamień. Spoczywa z głową na talerzu, a ludzie głaskają go codziennie po wielkim brzuchu. Wszyscy znają tego jegomościa z opowiadań i podziwiają. Podobno jego wybranka po ich rozstaniu również była nieszczęśliwa. Dochowała wierności mężowi, ale już nikt nigdy nie słyszał jej radosnego śmiechu.

Brak komentarzy: